wtorek, 15 kwietnia 2014

W mojej wsi są 4 sklepy, a w sąsiedniej spożywczy market

Mieszkam na wsi, wiadomo. W życiu jednak nie zdecydowałabym się na wioskę, gdyby oznaczało to, że jestem odcięta od świata.

Ludzie z mojej wioski lubią jeździć w Bieszczady, bo tam jest tak cicho i spokojnie. Poważnie? Cicho i spokojnie to jest u nas, w bieszczadzkich wioskach w okolicy Soliny można się pochlastać bez kontaktu z dobrze wyposażonymi sklepami. Chyba że komuś wystarczą kontakty z drzewami i pagórkami.

-----

Dziś będzie precyzyjnie i arytmetycznie. Dla wszystkich, którzy się zastanawiają, jak to życie na podkarpackiej wsi wygląda.

Dane w liczbach:

 - najbliższy sklep na wiosce (prywatny, "osiedlowy") - bez sklepu w okolicy chyba najciężej byłoby wytrzymać. Bo jak to: zabraknie śmietany albo chce się czipsów i trzeba lecieć kilometry? Zwłaszcza, gdy nie ma się samochodu na zawołanie. Należę do szczęśliwców, którzy sklep mają 400 m od domu. Szkoda tylko, że nie samoobsługowy i bez wyboru. Jakieś 3 minuty szybkiego marszu. Zresztą autochtoni w naszej wiosce chodzą tylko szybko.

 - drugi pod względem odległości sklep - 1 km. Wyposażenie: podobne. Zupki chińskie - tylko rosół, keczup - dwa rodzaje. Gazety? Tylko tabloidy. (W ogóle z dostępem do jako takiej wartościowej prasy u nas na wiosce krucho).

 - trzeci pod względem odległości sklep - 1,4 km. Oferta nie różni się niczym od innych wymienionych wyżej. 

Gdybym miała strzelać, powiedziałabym, że w wymienionych powyżej sklepach najlepiej schodzi piwo.

 - najbliższy spożywczak sieciowy - Delikatesy Centrum są oddalone od mojego domu o 2,5 km. Porównując do miasta - bardzo daleko. W praktyce - 5 minut samochodem. Wszystko jest coraz bliżej.

na zakupy - przeważnie samochodem, sxc.hu

 - najbliższy bar - taki pierwszy lepszy - ok. 4 km, połączony ze stacją paliw. Można na nogach, jakby się uparł. W praktyce oznacza to: jest środek nocy, fajne towarzystwo i zabrakło wódki. Procenty w głowie połączone z desperacją - można iść pieszo po górkach i pagórkach. Taki dobry pub, z dużym wyborem piw i pierwszorzędnym klimatem - 15 km stąd.

 - najbliższa pizzeria - jeśli chcemy pizzy bylejakiej, na grubaśnym cieście i kto wie, czy nie z mrożonki - 4 km. Naprawdę dobra pizza - 8 km. Albo dowiozą.

 - najbliższe centrum handlowe - w Krośnie są "galeryjki" (lub raczej "centerka", bo centrum handlowe to za dużo powiedziane) - 15 km. Co tam można kupić? Wiele rzeczy, przeważnie chińszczyznę w postaci ubrań, butów i akcesoriów - to Full Market. Elijot i Portius mają więcej sieciówek.

 - najbliższy New Yorker - mój ukochany sklep, w którym zawsze coś sobie kupię. Wiem, że rzeczy nie są najwyższej jakości, ale póki chodzę w nich 2 sezony, mam to gdzieś. Zawsze mają pełno kolorów, pełno urban style, pełno promocji. Ale ja nie o tym... 70 km, ponad godzina jazdy.

 - najbliższy Cropp - 15 km. W Krośnie nie ma zbyt wielu sieciówek. Z jednej strony dobrze, bo jest miejsce dla second-handów i ciekawych stylizacji. Z drugiej - nie wszyscy potrafią z dobrodziejstw szmateksów korzystać. Jest Cropp, Diverse, Mohito chyba nawet. Nie ma H&M-u, NY, Bershki i wielu innych...

 - najbliższa nauka japońskiego - bo nie tylko konsumpcją człowiek żyje. Dlaczego japoński? Uczyłam się tego języka przez 3 lata i gdybym chciała kontynuować - nawet w obrębie 50 km od domu nie mam takiej możliwości. Podejrzewam, że kursy japońskiego w znikomej formie dostępne są w Rzeszowie, czyli 70 km. By mieć pełny wybór, trzeba by udać się do Krakowa - 180 km.

 - najbliższe lotnisko - Rzeszów, Jasionka - 81,7 km. I cóż z tego lotniska? Dobrze, że jest. Może da się załapać na jakieś tanie krajówki. Jeśli jednak chodzi o przeloty międzynarodowe, bilety tego samego przewoźnika o wiele tańsze są w Modlinie czy w Katowicach. Od wielkiego dzwonu może uda się złapać coś dobrego w obydwie strony. No i przeloty likwidują...

 - najbliższy dworzec z połączeniami międzynarodowymi - 15 km. Z Krosna odjeżdżają międzynarodowi przewoźnicy. Drodzy jak cholera. A może raczej w cenie dostosowanej do przejazdu? Tylko ja niestety zdążyłam się już przyzwyczaić do budżetowych biletów i za bilet za granicę nie dam dwóch stów... Najlepsza opcja - dojechać Polskim Busem do Warszawy - 362 km (2 zł), a stamtąd wszędzie indziej.

 - najbliższa japońska restauracja - wielki ból przeżywam, gdy raz na jakiś czas nie mogę zjeść dobrego sushi. Wiem, problem życia. Po najbliższe trzeba udać się do Rzeszy (tak się pieszczotliwie Rzeszów nazywa). 70 km.

 - najbliższy market budowlany - postawili nam OBI niedaleko, jakieś 10 km. Ceny nieco wywindowane, niekiedy u Pana Mietka kupi się coś taniej. Albo podjedzie dodatkowe 5 km, by zetknąć się z dużym wyborem wszystkiego.

 - najbliższa korpo - pewnie ze dwie są w Krośnie - 15 km. Szczerze, to nawet mnie to nie interesuje.

 - najbliższa zagranica - daleko nam do żyjącego w dobrobycie Zachodu. Z niemiecką granicą dzieli wioskę 600 km. Ze słowacką natomiast już tylko 23, z ukraińską 97. Brakuje czasem takiej zagranicy, w którą można by zapuścić się na zakupy. Kiedyś jeździło się na Słowację. Po wprowadzeniu tam euro często nie ma po co. Choć... W słowackim Lidlu są bardzo dobre wody - o smaku owoców leśnych, aloesu i innych wydziwianych roślinek.

-----

Nawiązując do tytułu: odległość ma znaczenie dla jednego, dla drugiego już nie.

Dla mnie nie ma, bo sklepy i punkty usługowe, które są dalej położone, odwiedzam raz w miesiącu. Tę godzinę, którą poświęcam na dojazd w jedną stronę, zazwyczaj wypełniam czytaniem lub przemyśleniami nad życiem (które też kiedyś trzeba robić, aby po pewnym czasie nie obudzić się w nie swojej bajce). W korporacji nigdy pracować nie chciałam - problem z głowy. 

Czego mi tu brakuje? Może jestem dziwna, ale jeszcze niczego. Lubię jeździć - a do częstego jeżdżenia czasami potrzebny mi powód.

Zresztą po co mi w ogóle sklepy i usługi, skoro wystarczą piękne zachody słońca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kocham każde słowo.

author
Berenika Kochan
Mieszkam na Zapipidopustkowiu. Chcecie wiedzieć, gdzie to jest? Poczytajcie i domyślcie się. Poza tym interesuję się światem: krajami, językami, zwyczajami i dogadywaniem się na polu międzynarodowym. Ciekawie tu, nie powiem.