Nie wiem, czy u Kereta coś kończy się szczęśliwie. Neutralnie, negatywnie, tak. Melancholijnie, refleksyjnie, nagle, okrutnie, na pewno. Jednak gdy zaczynasz czytać jego opowiadanie, nie myślisz o happyendzie. Tak wciąga, wbija Cię pierwszy akapit, że nie myślisz o niczym innym.

To nie jakiś pierwszy z brzegu facet mówi, że ma depresję. To mój brat, i on chce popełnić samobójstwo. A ze wszystkich ludzi na świecie wybrał właśnie mnie, żeby to opowiedzieć. Bo mnie najbardziej kocha, i ja jego. Tak to wygląda. To nie byle co.
"Mój brat ma depresję" 
Kereta uważa się za skandalistę. Dlaczego? Bo otwarcie pisze o fizjologii. Nie wstydzi się rzygów, pierdów, beknięć. Zamieszcza w swoich opowiadaniach sceny rodem z "American Pie", smaczniej. Na tyle, na ile można nazwać tak opis lizania przez psa ludzkich genitaliów. (Teraz i ja jestem skandalistką, tak?). Jak dla mnie, to normalny facet.

Ma zdania-genialności.

Miała jakiś taki wyraz oczu, na wpół rozczarowany, na wpół a-co-to-w-końcu-za-różnica? Jak ktoś, kto się orientuje, że przez pomyłkę kupił mleko odtłuszczone i nie ma siły wrócić i wymienić.
„Przez ściany”
Świetnie wychodzi mu zarówno realizm, jak i abstrakcja. Nie bez wpływu na połączenie tych cech jest miejsce zamieszkania. W Izraelu, w poczuciu ciągłego zagrożenia, ciężko żyć przyziemnie. W kotłowaninie narodowości, racji i skrajnych poglądów, Keret musi być też gorzki.

fot. Nuka Gambashidze

Ale w wywiadzie dla Magazynu "Książki" daje praktyczną poradę - jeśli wrogość do jakiejś osoby nie daje Ci spokoju, napisz opowiadanie z narratorem, wchodzącym w jej buty. Gdy spojrzysz na świat oczami nieprzyjaciela, napięcie opadnie.

//Kto chce spróbować?

Rozmawiam z nią trochę – o tym, co przeczytam w gazecie, o innych ludziach siedzących w kawiarni, o ciastkach. Czasami nawet udaje mi się ją rozśmieszyć i kiedy się śmieje, robi mi się przyjemnie. Już kilka razy chciałem zaprosić ją do kina, ale kino to tak za bardzo prosto z mostu. Kino to jeden krok przed kolacją w restauracji albo propozycją, żeby poleciała z tobą do Ejlatu. Kino to nie coś, co otwiera na wiele opcji. To jakby powiedzieć: „Mam na ciebie ochotę”. A jeśli nie jest zainteresowana i powie nie, to już graniczy z nieprzyjemnością. Dlatego pomyślałem, że zaprosić ją na jointa będzie lepiej. W najgorszym razie powie „nie palę”, a ja jakby nigdy nic rzucę jakiś żarcik o ćpunach, zamówię kolejne małe espresso i wszystko będzie toczyło się dalej.
„Tam, gdzie rośnie zioło”
Ciężko trochę pisać o gościu, którego nie znasz osobiście, tylko przez pisanie właśnie. Niemniej w serii "Zapipido o słowie" prezentuję samych geniuszy, także możecie brać (czytać) w ciemno. I opowiadania są fajnej długości - niektóre w sam raz na 3 minuty, niektóre na 10.

//Sam Keret chwalił się, że z tego powodu jego tomy dużą popularnością cieszą się w izraelskich więzieniach. Opowiadania trwają tyle, ile spacer z celi pod prysznic.

Kolejny post z serii "lekkie", "popowe", "populistyczne".

-----

To nie jest tak, że jesieni nie lubię. Jak leje deszcz, to jestem pierwsza na polu, z parasolką, kaloszami i wózkiem.

//Jak to ładnie skwitował sąsiad:
 - Nawet w taki deszcz dziecku nie odpuścisz.
Biedne dziecko.

Lubię kolorowe liście i jak się robi chłodno. I od lata do jesieni przeszłam na tyle płynnie, że dopiero w październiku spostrzegłam się, że... zwiędłam.
Przeciągając lato na maksa, wypaliłam się trochę.

-----

CZAS ODRODZENIA. I będę sobie pobłażać.

Oto moje sposoby na przetrwanie jesieni (mam nadzieję, że coś podpowiem).

1. Herbaty.

Przyjemność i konieczność. Smakowe z Liptona i z Lidla, rozgrzewające z miodem i cytryną. W tym miejscu chciałabym serdecznie pozdrowić moją siostrę Annę, której nawyki drinkowe niezmiennie mnie dziwią. Robi sobie dwie herbaty na raz: czerwoną i zieloną, pijąc je po kolei. Dość wspomnieć o jej najsłynniejszym napoju, na który składa się pół szklanki wody z kranu + pół szklanki wody z czajnika.

I patrzcie, sezon się już zaczął.

2. Pościel i koce

Nie żebym miała czas wylegiwać się w łożu, ale zawsze przyjemniej, gdy jest ładne.
Nie ma to jak spać całą rodziną w wielkim łożu małżeńskim, pod pościelą w słoniki.
Nie ma to jak, pisząc tego posta, otulać się od stóp do głów kocem.

Ciepełko...

3. Telewizja prywatna, polska i amerykańska

Serialomaniacy czekają na jesień i nową ramówkę, toż to Ziemia Obiecana.
Mnie od nudy ratuje (jak zawsze) Top Model i po raz pierwszy Azja Express. Pisałam kiedyś pościka na fejsie o moich wrażeniach z tego programu. Konkluzję mam następującą: robią wiochę, prawda, czasami wstyd to oglądać, ale się ogląda - i cieszy, śmieje, kręci głową. Moje nieoglądanie kierunku, w jakim podąża komercja, nie uratuje. Przepraszam (nie przepraszam) za taki pogląd, po prostu też potrzebuję prostej rozrywki, jak styrane Japońce (rasizm? pardon).

Zara, zara, jeszcze nie koniec dobrego oglądania.

A moje ukochane Shameless amerykańskie? Po raz pierwszy nowy sezon zaczął się jesienią, w dodatku wiadomość dla wtajemniczonych: Mickey's back! #gallavichforever Fajnie się ogląda te pierwsze odcinki siódmego sezonu. To taka cisza przed shitstormem.

Jeszcze, jeszcze... Jeszcze Jane the Virgin, która pod koniec ubiegłego sezonu wreszcie miała stracić status dziewicy (wyobrażacie sobie takie statusy na fejsie? hehe). Nie udało się, jak zwykle. Perypetie rodem z latynoskiej telenoweli, formuła również, ale ogląda się świetnie, bez zażenowania. Kto by pomyślał.

4. Nowe

Zapisałam się do Klubu Pisarskiego. Co tydzień nowe zadanie plus co cztery tygodnie polecajka książkowa. Jak napisała jedna z dziewczyn w naszej zamkniętej grupie, faktycznie czuję się jak przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego. Nie mogę się doczekać, proza ostatnio we mnie hula i trudno mi myśleć inaczej niż literaturą. Z masochistyczną przyjemnością przyjmę wszelką krytykę.

5. Nadzieja

A, bo wysłałam moje dzieło na pewien konkurs. Mam nadzieję, że albo się spodoba albo wyśmieją. Jak ja nie lubię obojętności!

6. Wyjazdy, wyjścia, out

Bo jesień przecież da się oswoić, nawet taką z deszczem, mrozem, huraganem. Jesienią przepięknie wyglądają skanseny, a i muzea prezentują się tak, jak zwykle - całkiem ciekawie. Kawiarnie wydają się bardziej przytulne (K. ostatnio zrobiła "rozróbę" - oczywiście pod moim okiem - w kąciku dziecięcym. Ona sobie w życiu poradzi). I ogólnie nie ma co siedzieć w domu, nawet z bolącym gardłem. A takie mam, opatulam się po uszy, i wychodzę.

-----

A jakie są Wasze sposoby na ujarzmienie jesieni?

Sorry za ten wpis, naczytałam się parentingów i lajfstajlów...

Znacie ulubione zajęcie ludzkości? Pouczać i krytykować, jako i ja kiedyś chcę.

-----

Nie jestem jeszcze alfą i omegą słowa, choć powoli wspinam się na tą Fidżi. (Tę! A cóż to za metafora?)

Uwielbiam pisać, powtarzałam setki razy, ale prawdziwą wisienką na torcie jest dla mnie korekta. Poprawianie, sposób na dowartościowanie. (Metafora już zużyta. Po co rymy w tekście literackim?)
Eliminowanie powtórzeń, dodawanie przecinków, zmiana szyku zdania, stylistyki, estetyki. Marzenie...

Moje marzenie poboczne - uczyć pisania. Być takim profesorem Keatingiem ze "Stowarzyszenia Umarłych Poetów", który kazał uczniom stawać na ławkach. Pokazać, że słowo to oręż, którym można sobie wszystko wywalczyć. Ton, język grupy docelowej, element zaskoczenia i inne taktyki w celu zapewnienia sobie fajnej pracy, napisania przejmującego listu do ukochanej osoby, dowcipnego wierszyka na Walentynki, ach... Powiedzcie, czego napisać nie można?

Nie jako ucieczka od mówienia, choć w wielu przypadkach zachodzi konieczność.

//gdy tchu braknie, bo płacz zabiera; gdy ktoś nie mówi od urodzenia; gdy słowami brzmi lepiej niż w mowie (a tak może być zawsze); gdy zapach papieru i dźwięk skrobania lub klepania milszy niźli głos własny

Nie ma dla mnie innego zajęcia niż pisanie, a od samego wklepywania słów w monitor też trzeba odpocząć. Trzeba się zabrać za innych pisanie.

I chciałabym, naprawdę bym bardzo chciała, móc kiedyś z pewnością siebie, wiarą i czystym sumieniem pójść do placówki edukacyjnej i powiedzieć: Dajcie mi wakat. Mogę uczyć pisania, za darmo! MAM KOMPETENCJE.

Obawiam się jednego. Pisarz czy redaktor nigdy nie stwierdzi, że to już. Że to szczyt jego możliwości, bo zawsze można bardziej się wysilić, większą wenę złapać za skrawek unoszącej się ku niebu szaty.
Będę wtedy czekać cierpliwie, pisząc codziennie, na jutro, które nigdy nie nadejdzie.

Kopnij mnie ktoś we właściwym momencie tam, gdzie słońce nie dociera.

Bo nawet tak trochę wyglądam. A tak serio, to na gratisography nie było ilustracji związanej z pisaniem.


-----

Dlatego mocno zastanawiam się nad dołączeniem do Klubu Pisarskiego online.

Brać? A może ktoś z Was się skusi?
author
Berenika Kochan
Mieszkam na Zapipidopustkowiu. Chcecie wiedzieć, gdzie to jest? Poczytajcie i domyślcie się. Poza tym interesuję się światem: krajami, językami, zwyczajami i dogadywaniem się na polu międzynarodowym. Ciekawie tu, nie powiem.