Wiosennym wieczorem wystarczy zamknąć oczy i wyłączyć myśli, by do głowy wdarły się szturmem odgłosy.

-----

Co najpierw?
Niemiłosiernie napierdzielają ptaki. Drą się na fulla, przekrzykują, jakby się kłóciły. Piękne. Uspokajające nagranie z motywacyjnej kasety za free + świeże powietrze wdzierające się do płuc gratis.

Co jeszcze?
if (dzienTygodnia < 6)
{
      String dzienPowszedni = "Na pewno ktoś w sąsiedztwie coś robi. Tu zabuczy motor, tam kosiarka, spawarka, szlifierka i tylko faceci, którzy rozpoznają takie dźwięki wiedzą, co jeszcze";
}

else
{
      String niedziela = "Słychać głównie samochody ludzi, wybierających się w odwiedziny gdzieś";
}

//Przepraszam za formę, nie dało mi...

Wracając do słuchania...
Wiatr szumi. Hula. Jeśli nie wiecie, jak wygląda podmuch prawdziwego wiatru (paradoksalnie, nie można go zobaczyć), przyjedźcie do tej doliny. Nierzadko będziecie musieli odwracać twarz, bo nawieje wam do nosa i nie będziecie mogli oddychać.

W dni powszednie słychać nawet tiry, podążające drogą główną półtora kilometra dalej. Uroki mieszkania w strefie przygranicznej, gdzie połowa przejeżdżających samochodów to te ciężarowe. Cóż, zdarzają się sytuacje tragiczne, zdarzają również... inne. Jak ta, gdy uszkodzeniu uległa przyczepa z kawą. Wiejskie chlasty mówią, że ten, kto miał blisko, leciał i brał tyle, ile można unieść.

Poza tym psy szczekajo, a ten w sąsiedztwie to już się uparł, żeby zaczynać codziennie o 22. Widać, że zwierzęta również dysponują zegarami biologicznymi. O, już słyszę przez zamknięte okno.

Letnimi wieczorami słychać niezdrowy szum z szybu. Szukają ropy naftowej.

A w nocy śpiewy i pokrzykiwania. Miło, że ktoś się jeszcze potrafi bawić w najprostszy sposób.

-----

Jak zwykle - łapię duchy

To tak jak w ulubionej dziecięcej piosence:

 Rolnik bierze żonę, rolnik bierze żonę... Żona dziecko, dziecko kotka, kotek myszkę, a myszka serek.

//Swoją drogą, ciekawe jak ma się to do gender i przygotowania do życia w rodzinie.

-----

Oglądając tutaj pierwsze minuty programu pt. "Rolnik szuka żony", zaraz pomyślałam, że to jedna wielka beka. Ta nawet moja babcia ma z tego bekę.
            |
            |
Co sie możno z tego programu łośmiać!

Prowadząca Marta Manowska odstrzelona, z wystudiowanym szerokim białym uśmiechem słodzi kandydatom. Mówi: zaradny, nowoczesny, atrakcyjny... któraż z nas nie chciałaby mieć takiego męża? Wejścia prezenterki kręcone są w podejrzanie czystej, wystylizowanej na wiejską scenerii. Bardziej wiarygodnie wyglądałaby w stajni i w gumiakach.

Manowska dalej swoje: Polska wieś jest nie tylko malownicza, ale także nowoczesna, dynamiczna i pełna niespodzianek. Bardzo chciałabym powyższe stwierdzenie dźgnąć ironią, jednakże jest ono prawdziwe. Tak, stajemy się nowocześni. Każdy starszy człowiek ma prywatny aparat do mierzenia ciśnienia. Co czwarty nawet komórkę! Dynamiką powalamy wtedy, gdy trzeba żonglować między pracą a zajmowaniem się domem (ogród, pola, szopki, stajenki). Pełna niespodzianek? No ba, nigdy nie wiadomo, kto wyskoczy zza żywopłotu. Pijak czy dzieciak? Pierwszy odurzony alkoholem, drugi wyobraźnią.

Ja się jednak całościowo z programu śmiać nie zamierzam...
Chłopaki do wzięcia mówią, że brakuje im miłości, rodziny. Brakuje kobiety, która przyniesie czasami obiad do ciągnika i zaakceptuje nieznany mieszczuchom styl życia - ale nie musi być kurą domową. Brakuje kogoś, z kim można by jeździć na wakacje do Chin czy Meksyku. Kogoś kto czasami przytuli, a czasami opieprzy. Jak można śmiać się z tak pięknych, nieprzystających niekiedy w zbiorowej wyobraźni do rolnika, marzeń?

Do końca czerwca można stanąć w kolejce do określonego pana. Kandydatek jest już ponoć ponad 1000. Nie trzeba spełniać żadnych wymagań, zwłaszcza że niektórzy panowie lubią takie, które "mają czym oddychać i na czym siedzieć".
Śmiało można dołączać do mieszkańców Zapipidopustkowia. Tu jest pięknie. (Szkoda tylko, że brak kandydata z Podkarpacia).

-----

Co ciekawsi rolnicy:

"Rolnik szuka żony", TVP PL

"Rolnik szuka żony", TVP PL

"Rolnik szuka żony", TVP PL
Bezkompromisowo zapytam: orałybyście?

Dzisiaj też porozmawiamy brzydko. Choć, według mnie, tak naprawdę uroczo.
Będzie o przekleństwach, lecz nie takich pospolitych, o których pisałam tutaj.
Babcie na naszej wioseczce mają swój specyficzny język wulgaryzmów, którego przykłady poniżej.

-----

Nie Michał, a William, aczkolwiek jedna rodzina.


1.

 - miau, miau... - oto Michał. 14-letni kocur, który ze starczą gracją wciąż porusza się po podwórzu, a od czasu do czasu wyda z siebie piski świadczące, iż umiał kiedyś porządnie zamiauczeć. A raczej zamiajczeć.
 - Michał, ty ancykrysie, ciągle tylko żresz i żresz! Jakby tak policzył, ile jo na ciebie wydała, to bym se kupiła telewizor. - Prawda, przez 14 lat kocur może przejeść i dwa telewizory. Skupmy się jednak na wulgaryzmie. Ancykrys, lub jak wypowiadają starsi (80+) jancykrys, to określenie stosowane w odniesieniu do niezwykle denerwującego, dokucznego, osobnika. Z jakim słowem Wam się kojarzy? Oczywiście, antychryst! W ogóle większość tych wioskowych wulgaryzmów wiąże się w jakiś sposób z religią.


2.

 - Chodzom po nocach i sie drom, chuligany pierońskie! - też prawda, zwłaszcza latem. Pieron to gwarowemu "piorun". Słowo nacechowane iście elektryzującymi, acz negatywnymi emocjami, stosowane w odniesieniu do kogoś lub czegoś irytującego. Nie bez powodu mówi się również - by Cie pieron szczelił! Kiedyś uderzenie pioruna uważane było za karę boską.


3.

 - Siedzi młody, miejsca starszy osobie nie ustompi, to ja se myśle: "O ty sakramyncie, bedziesz kiedyś stary". - w ustach starszej osoby, standardowej mieszkanki podkarpackiej wioski, słowo "sakrament" wymówione z wyraźnym "e" brzmiałoby arcy-sztucznie. Tak więc sakramynt. Znaczeniowo bardzo podobne do ancykrysa, aż nie mogę się zdecydować, które z nich brzmi bardziej negatywnie. Czy to ma coś wspólnego z kościelnymi sakramentami?


4.

 - I co, bolała cię noga bars? - Powiedzcie mi, spotkaliście się kiedyś ze słowem bars? Nie mogę sobie przypomnieć, czy słyszałam je jeszcze w jakiejś innej gwarze. Bars to oczywiście zdrobnione "bardzo".
 - Sakrucko, szkarpytkim nie mogła nadziać, tak mie bolała. - Sakrucko to, jak mniemam, skrót od słowa "sakramencko". W dalszej części zdania piękną mamy składnię. Szkarpytkim. To "m" jest skrótem od "żem", łączonym z poprzednim słowem - tak się często tutaj robi. A skąd ta szkarpytka zamiast skarpetki? Cóż, jeśli zapytam babcię, z pewnością odpowie: a skond jo mom wiedzieć, czy jo pisze słownik?

-----

Sakruckom ciekawa innych wioskowych wulgaryzmów. Macie coś?
Niestety, na wiosce coraz mniej drewnianych domów. Gdyby ktoś chciał tu teraz jakiś wybudować, naraziłby się na chlasty.

Od starszych: dzież to się tero drewniane domy buduje? Ludzie nie są biedne, mogą se porzondną chałupe postawić!

Od młodszych: pff...

//generalizuję, jak zwykle

-----

Szkoda, żeby to dziedzictwo ostało się wyłącznie w skansenach, dlatego ku pamięci i dla nieuświadomionych w wiejskiej architekturze starodawnej, publikuję kilka cech domów drewnianych, w dużej mierze na podstawie mojego własnego.

Kogutki.  Wcale nie metafora. Kogutki zazwyczaj umieszczane były na szczycie daszku nad gankiem. Po co taki ptaszek? Ano wskazuje północ, piejąc przy tym bezgłośnie. Przysięgam: mieszkając w Krakowie, słyszałam pianie koguta częściej niż na wiosce.

Pod kogutkiem charakterystyczny łuk
Piejemy.

Właściwie powinnam zacząć od planu pomieszczeń typowego drewnianego domu, postawionego w latach 20 XX. wieku. Na szczęście z pomocą przychodzi mi pewne opracowanie, wykonane w 2000 roku przez p. Henryka Olbrychta, który opisał historię swojej rodziny oraz wspomnienia z dzieciństwa, spędzonego w naszej wiosce. Trzeba wiedzieć, że wszystkie domy w wioseczce budowane były wtedy na jedną modłę.


Przed remontem i wprowadzeniem się, mój też tak wyglądał. Dziś jedynym zachowanym pomieszczeniem jest ganek. Widzicie coś ciekawego? Tylko 1/3 domu stanowi część mieszkalną, w której ciaśni się wielodzietna rodzina. Reszta przeznaczona była do (brudnej) roboty i zamieszkania zwierząt. Te domy w środku miały swój urok. Ładne piece kaflowe, ściany malowane ręcznie w misterne wzory, ładne okna witrażowe na ganku. Wyobrażacie sobie, jak to musiało pięknie wyglądać, gdy przez te okna świeciło słońce? Oto nasze:


Fota mocno vintage, z 2000 roku w trakcie remontu

Też nie mogę sobie wyobrazić: mieć dom, a nie mieć ganku?

Koło takiego drewnianego domu, od strony pomieszczeń gospodarczych, znajdowało się przeważnie gnojowisko - miejsce wyrzucania odchodów zwierzęcych i wszelkiej zgnilizny. A przed frontowymi drzwiami - przedsienie. (Od miejsca przed sienią). Nieszeroki pasek cementu na długość domu, a coraz częściej kostka.

I sławne strychy z sianem, na którym się w lecie naprawdę spało. Przynajmniej do pokolenia moich rodziców. Jakie to łatwopalne, jakie niebezpieczne! Ci, którzy w domach drewnianych zostają, przeważnie mają już strychy cementowe, a nierzadko i przebudowane na część mieszkalną.

Domów przynajmniej z zewnątrz drewnianych na wioskach coraz mniej. Walą się opuszczone, łatwo podpalają lub zostają zburzone przez tych, którzy obok stawiają przestronne, murowane hawiry. A mnie boli dusz(p)a, gdy pomyślę, że za kilkanaście lat i te domy będą opustoszałe, bo dzieci wraz ze swymi rodzinami wybudują sobie nowe, całkowicie zajmując wolną przestrzeń pod lasem, jaka jeszcze w wiosce pozostała.

-----

Znajdzie się choć jeden ktoś, kto mieszka jeszcze w drewnianym domu?
Od lat mówi się, że wieś spokojna jest i wesoła. Akurat! Może i wygląda ładniej, pachnie lepiej, nie zawsze jednak panuje tu głucha cisza. Czasami jest też depresyjnie.

-----

Gdybyś zapytał mnie, jakie Ci tu grożą niebezpieczeństwa, odpowiedziałabym: takie same, jak wszędzie w Polsce. Dodatkowo jeszcze te, które dla wsi są charakterystyczne i większe jest prawdopodobieństwo ich wydarzenia się. Jakie to?

Może historia:
idę po wsi asfaltową dróżką. Przyznaję, jest cicho, bo to poranek. Taka cisza przed burzą. Samochody nie przejeżdżają, od kilometra nikogo nie spotkałam. Nagle przystaję. W poprzek asfaltowej dróżki stoi koń, bez pana. Bez siodła, bez uzdy i bez żadnego sznurka, którym byłby do czegoś przywiązany. Jeszcze mnie nie widzi, więc powoli się wycofuję. Znam go, raz już musiałam się przed nim kryć za płotem na czyjejś posesji. Cholera, muszę przejść. Widzę, że koń odchodzi między domy. Idę. Wiatr wieje, serce bije. W momencie, gdy wraca na asfalt, jestem już za blisko. Widział mnie? Nie widział? Chowam się za ścianą najbliższego domu. Po chwili koń kłusuje obok mnie, na szczęście nie oglądając się za siebie. Konkluzja: chwilami będziesz musiał zmierzyć się ze strachem przed błąkającym się samopas koniem.

{
   // lokalny żarcik
  - Znasz zwierzę na dwie litery?
  - Qń! //bo tak się w gwarze mówi
}

Wymowa podobna do czeskiej.

Nie imponuje Ci taki sposób dostarczania sobie adrenaliny? Ciekawe co powiesz, gdy pogryzie Cię nieszczepiony pies. Średniej wielkości, kundlowaty; taki, jakich wiele biega po tutejszych dróżkach i ścieżkach. Nie musisz go drażnić, wystarczy, że się boisz. Wybiegnie znienacka i chapnie Cię zębami w kostkę. A Ty nie będziesz miał go czym odgonić, bo... Znasz złotą zasadę takich sytuacji? Zdarzają się wtedy, gdy jesteś nieprzygotowany i nie masz przy sobie parasola, reklamówki ani niczego innego do poniesienia w ręce. Jako dzieciuch zawsze brałam do kieszeni garstkę kamyków, gdy szłam w miejsca potencjalnie zagrożone niebezpiecznymi kundlami. Możesz i Ty.

Uważaj, jak jeździsz! Założę się, że w ciągu pobytu tutaj przynajmniej raz potrącisz jakieś zwierzę. Kurę, kota, małego psa. Od wielkiego dzwonu sarnę. Oby nie dziecko - dlatego uważaj. Te nasze dzieciska mają fajne zabawy, już któreś pokolenie z kolei w mojej okolicy. Po zapadnięciu zmroku nastaje godzina, gdy latarnie jeszcze się nie świecą. Grupka wyrostków staje wtedy przy asfaltowej dróżce i gdy widzi nadjeżdżający z oddali samochód, w odpowiednim momencie (trzeba wyczuć, czy nie za blisko i nie za daleko) wyskakuje na środek jezdni - tańcząc, wydurniając się, pokazując języki i krzycząc. Gdy auto się zbliża, dzieci wskakują za czyjś żywopłot lub uciekają w pola.

Mam nadzieję, że jesteś uświadomiony na temat obowiązującego w życiu codziennym prawa dżungli. Przetrwa silniejszy. Dlatego jeśli wchodzisz w jakieś środowisko, staraj się dostosować do obowiązujących w nim reguł. Lub jeśli jesteś wystarczająco silny, zmień je. Jeśli jesteś nastolatkiem z zamiłowaniem do muzyki klasycznej i tworzenia poezji, a nie masz dość charyzmy, by Twoja postawa cieszyła się w najbliższym środowisku uznaniem, przygotuj się na bitkę i upokarzanie ze strony kolegów z klasy. Jeśli jesteś babcią, która wieczorem otwiera okno i krzyczy na idących drogą chuliganów: Co tak głośno? Matka was nie nauczyła kultury?, przygotuj się na podeptane grządki i drzwi garażowe wymalowane wapnem w Niedzielę Wielkanocną.

Jeśli chcesz mieszkać w podkarpackiej wioseczce, wiedz, że będziesz obiektem zainteresowania. Mam nadzieję, że jesteś odporny na wyniszczającą moc plotki.

-----

I wiesz, że trzeba być optymistą, żeby te wszystkie rzeczy traktować jako pełne uroku, charakterystyczne dla pięknej wioski zjawiska?
Oczywiście, że plotkuję. I żeby łańcuch był kompletny, bywam obgadywana.

-----

U nas na wsi słowo "plotki" to określenie raczej pozytywne. "Chodź na plotki" - mówi się eufemistycznie, z uśmiechem. A raczej mało kto wśród starszych tak mówi, bo oczywiście nikt nie plotkuje. Według babć plotki to "chlasty", których nie wolno powtarzać.

Ciekawe tylko, jak to możliwe, że zawsze wiadomo, co się na wiosce dzieje?

Kto przekazuje informacje, jak i gdzie?

Wiadomo, że najbezpieczniej w swoich czterech ścianach. Tu jednak pojawia się problem, bo ktoś chlasty musi przynieść. Nie zawsze ma kto, nie co dzień jest okazja.

Przy płocie, przy żywopłocie. Ewentualnie przy granicy własnej działki. Wystarczy przejechać się po wsi, by zaobserwować babeczki, klekoczące przy drodze. Czasami godzinę. Scenariusz "między nami sąsiadkami" zaczyna się zawsze od pozdrowień, gdy kobiety jeszcze są przy swoich domach. Krzyki rozlegają się po okolicy:

 - Jak dzisiaj pieknie! Wszystko odżyło!
 - No, godali, że bedzie 20 stopni.

Zbliżają się do siebie o kilka kroków, mówią pół tonu ciszej:
 - Wiesz, jak z tom pogodom, roz się sprawdzi, roz nie.
 - No, no. I co zrobisz...

Na granicy działek, szeptem:
 - Co jo słyszała... Felka godała, że ten już z tom nie siedzi.
 - No popatrz ty sie...
 - Jeno nikomu nie godej!
 - A komu ja bede godać, jo z nikim nie godom...

Po czym sąsiadki przenoszą się na przeciwległe granice swoich działek, żeby przekazać wieści dalej.

Jeszcze lepiej, gdy udadzą się do sklepu lub na poczekalnię do ośrodka zdrowia. Przez cały dzień przewijają się tam ludzie, a w podeszłym wieku wypada z każdym porozmawiać, zamienić parę słów. Zawsze wiadomo, kto jest na wsi na co chory. Jeśli od razu nie powie wprost, płynie źródło plotek - a bo ktoś kogoś zobaczył w mieście na poczekalni u takiego doktora, a to ktoś kupował w aptece takie lekarstwa... Ukryć trudno - trzeba olać.

O, a gdyby ukryć się za sklepową altanką, to dopiero beka!
W przeważającej (95%) większości o każdej niemal porze dnia siedzą tam faceci. Po naszemu - chłopy. Przy babach w chałupie se nie poplotkujom, bo chłopy nie plotkujom, nie? A już na pewno nie roznoszom chlastów!

 - Moja godała, że ta od tego wpadła z jakimsi z innej wsi.
 - Pierd(ł)olisz...
 - Mogła się nie dupczyć.

(Swoją drogą, ciekawe, że ciąża to u nas taka sensacja).

Pod latarnią najciemniej - chlasty zdarzają się również w kościele. Nie jakieś wielkie ploty, po prostu starsze panie lustrują ubiory innych, wymieniają porozumiewawcze spojrzenia i zwroty typu wiecie ludzie... . Przyjdzie ktoś w lisie - spojrzenia. W kolorowych włosach - spojrzenia.
 Ba, kiedyś pewna starsza pani ośmieliła się stwierdzić, że Bóg dał nam kolor włosów po to, aby go nie zmieniać. Według tej logiki, należałoby zabronić wszelkich ingerencji w ciało.  A czy Bóg dał nam ubrania? Jestem prawie pewna, że to człowiek nauczył się wytwarzać tkaninę.
A jeżeli nauczył się wyłącznie dzięki pomocy Bożej, to Najwyższy musiał pokazać również, jak zrobić farbę do włosów.

-----

Przez ostatnich kilka lat 3 razy słyszałam ploty, że jestem w ciąży.

Co najmniej kilkanaście, że jestem walnięta. Wolę określenie "kreatywna" albo chociaż "szalona", ale jak tam sobie chcecie.

-----

Młodsi też plotkują, gdzie mogą. W szkole, w pracy. Wiadomości czerpią jednak przede wszystkim z fejsa, czasami też z aska. Bo i coraz więcej rzeczy ośmielają się napisać na fejsie, niebaczni, że kiedyś ich profile oglądać będą potencjalni pracodawcy.

Głupi byłby ktoś, kto by się tymi plotkami przejmował i pozwalał, żeby słowa wyrządziły mu krzywdę. A często jest tak - ktoś przejmie się, zamknie, schowa w domu i nie będzie wychodził, bo ludzie gadają. A ludzie gadają wtedy jeszcze bardziej. Że psychol, że coś tam. Lać na to.

Wracając do tematu - z fejsa dowiadujemy się większości rzeczy. Młodzi rozjechali się i rzadko się spotykają, dlatego nie mają możliwości dowiedzenia się informacji, możliwych do "wyciągnięcia" przy bezpośrednim kontakcie.

Czasy się zmieniają, ale najciekawszych chlastów nigdy nie będzie na fejsie.

-----

Bosz, jakie wichry dzisiaj na Zadupiewiu.

A to fotka z wczoraj:

Dla tych, którzy nie znają formuły Gwarownika: publikuję tu wyrażenia, stosowane przez starszych (70, 80, 90l.) z mojej wioseczki. Czytajcie, dziwcie się i śmiejcie lub dla odmiany - weźcie to na poważnie.

-----

1.
 - Babcio, a wiesz, że ta od tego będzie miała dziecko? - może to zdanie jest trochę niezrozumiałe, ze względu na formułę "od tego". Na wiosce starsi nie operują nazwiskami. By wyrazić, o kogo chodzi mówią: "ta od szewca", "ten ze sklepu"... Używają również nazwisk dziadków danej osoby, których młodsi, siłą rzeczy, nie znają. Nazwiskami nie chcę operować, żeby kogoś przez przypadek nie wymienić. Nawet typowy Kowalski u nas na wsi ma silne konotacje.
 - Ta bździągiew? Tako sucho, że jak wiatr powieje, to jom porwie. - "bździągiew" - wdzięczne słowo, słyszałam je nawet w "Ranczu". Poprawnie powinno brzmieć "bździągwa", gdzie oznacza pluskwę lub (inną) małą rzecz. Tego słowa używa się także w odniesieniu do kobiet - nieco obraźliwie, nieco pieszczotliwie. "Tako" - przymiotniki kończące się na "a" w naszej mowie potocznej kończą się na "o", np. "jako piekno baba".
 - A wiesz, że ta od tego rozstała się ze swoim chłopakiem?
 - Z niej taki hadzimok! Wielo już ona miała tych kawalerów... - "Hadzimok" - obawiam się, że to twór typowo stąd lub nawet rodzinny, bo nigdzie nie mogę znaleźć tego słowa. Na pytanie, skąd to słowo się wzięło, mogę jedynie uzyskać odpowiedź: A skąd jo ci wiem, czy jo prowadze kronike? "Hadzimok" oznacza osobę słusznej postury, raczej nieszczupłą. "Wielo" = "ilu". Można użyć również pytając: wielo to kosztuje?

2.
 - Miśka, idź zobacz, czy dźwierze do mojej izby otwarte. - izby były kiedyś. W drewnianych chatach, dzielone z wieloma osobami. Babci do dzisiaj zostało przyzwyczajenie nazywania tak pokoju. A "dźwierze"? Czuć, że wymowa jest miększa niż w słowie "drzwi", i zapewne taki jest sens używania zamiennika - by było łatwiej. Nieco młodsi mówią po prostu "dźwi".
 - Otwarte.
 - To zaprzyj, bo koci z pola przychodzą i jeno jscają. - "zapierać" - słowo znane, typowy archaizm. "Koci" - to jest ciekawe. Sugeruje, jakoby zwierzęta te zrównywały się rangą z człowiekiem, jednak starsze osoby stosują tę formę jedynie w odniesieniu do kotów. "Jeno" = "tylko". "Jscają" - śmieszne. Wszyscy znamy "szczać", jako formę wyrażania brzydko czynności sikania. On szczał, ona szczała... To słówko nigdy mi się nie podobało, jako że przyzwyczaiłam się do "jscania". Widać tutaj dwie modyfikacje:
 - "sc" zamiast "szcz" - takie zmiękczenie po góralsku, jednak tylko w czasie przeszłym.
 - dodanie "j" na początku - tylko po co? Łatwiej się tego nie wymawia.

Pozwolę sobie zaprezentować odmianę w czasie teraźniejszym i przeszłym:
ja jszczę jscałam
ty jszczysz jscałaś
on jszczy jscał
ona jszczy jscała
ono jszczy jscało
my jszczymy jscali(ś)my
wy jszczycie jscaliście (lub wyście jscali)
oni jszczą jscali
one jszczą jscały

(Boże, odmieniam "sikanie". Resztki wizerunku właśnie się posypały.)

3.
 - Babcio, a wiesz, że we Francji religii w ogóle nie uczy się w szkołach?
 - Bo tam je rozpusta! - "je" - słowo klasyk. Stosowane w odniesieniu do osób i do rzeczy, np. to je moje; mama je?

-----

To co, wprowadzicie jakieś słówko do swojego słownika? A może macie już własne, charakterystyczne?

P.S. Jeżeli we Francji je rozpusta, to u nos chyba je Ciemnogród.
 

author
Berenika Kochan
Mieszkam na Zapipidopustkowiu. Chcecie wiedzieć, gdzie to jest? Poczytajcie i domyślcie się. Poza tym interesuję się światem: krajami, językami, zwyczajami i dogadywaniem się na polu międzynarodowym. Ciekawie tu, nie powiem.