Nie było dawno Gwarownika. No worries! Będzie regularnie. Czasami trza poczekać, by zebrać lepsze "kawałki".
 
-----

1.
Podsunęliście kiedyś kotu cytrynę pod nos? Wyciągnął język, skwasił się, przymrużył oczy? To tak, jak moja babcia.

 - Takie kwaśne te truskowki, że aż mi oczami ścino - mówi. Choć oczu wcale nie zamyka.

Skoro już jesteśmy przy oczach... Wiecie, jak w gwarze odmienia się to słowo w dopełniaczu?

M. kto? co? oczy (hardkorowo: łoczy)
D. kogo? czego? ócz

np. Coś mi zaleciało do ócz.

2.
 - Ej, Miśka. Ty gówno wiesz o robocie - nie to, co ja. Jakżem mioła tyle lot, co ty, to żem musiała chleb piec, na polu robić, dziecisko bawić... - właściwie nie ma tu już słów, których byście nie znali. Wypowiedź pokazuje jednak istotny pogląd.
 - Babcio, teraz robota jest na komputerze.
 - To niech komputer za ciebie ugotuje! - babcia nigdy nie da mi się przegadać.
 - Może za dziesięć lat...
 - Wstyd! - i jeśli dobrze się czuje, musi mieć ostatnie słowo.

3.
 - Dzież jo kiedy miała kredki... - jeden z ulubionych tematów: przeszłość. "Dzież" to forma uproszczona archaizmu "gdzież".
 - A długopis? - pyta wnuczka naiwnie.
 - Ej, dziecko... A dzie! Każdy w szkole mioł tabliczke, na której się pisało kredą, a potem trza było zmazować - "zmazować" to interesująca forma "zmazywać". Podobnie mówi się "popisować" miast "popisywać", ale już nie "przykrować"(?), a "przykrywać".
 - A buty?
 - Buty miałam, bo tata robili w kopalni - pamiętacie zwracanie się do starszych w liczbie mnogiej? Było w ostatnim Gwarowniku. To wyraz szacunku, nadający starszej osobie (również rodzicowi) wysokiej rangi.

//Ba, mówiło się nawet: Mamo, Tato, miast per: Halina!

-----

Rozpoznajecie jakieś formy w domach swoich dziadków? Jeśli tak, dzielcie się! Niech zostaną chociaż w necie.

Czy dostanę na starcie wielkie: buuuu?
Bo post lekko i nieuchronnie zahaczał będzie o język niemiecki.

Chodzi o Kraftklub.

-----

fot. thilogoesberlin.wordpress.com
Zespół, który odkryłam 2 lata temu przy okazji wycieczki do Berlina. Z ekranu TV nastawionego na MTV piątka emo(cjonalnych) chłopaków wyśpiewywała: Ich will nicht nach Berlin. Tłumacząc z mowy piekielnej: Nie chcę do Berlina.

Kraftklubowi po prostu nie podoba się klimat ogromnego molochu.

 

(Nie zmuszę Was do kliknięcia, bo to po niemiecku. Wyobrażacie sobie - wrzucam sobie na fejsika inną piosenkę tego zespołu, a tu zero lajków. Bo po niemiecku.)

Jednak nawet gdy inne miasta beznadziejne są...
To nie chce do Berlina!
I nawet gdy zostanę z tym zupełnie sam...
To nie chcę do Berlina!
Także, gdy będą tam wszyscy moi przyjaciele...
To nie chcę do Berlina!
Nie chcę do Berlina!
NIe chcę do Berlina!

(tłum. z tekstowo.pl)

Chłopakom nie podoba się dopasowywanie do berlińskiej hipsterii, chodzenie z coffee latte z mlekiem sojowym, robienie lustrzanką zdjęć street-artom ani noszenie okularów-skrillexów. Otwarcie buntują się przeciwko emigracji ludzi z prowincji do stolicy - przyznają jednak, że tęsknią za przyjaciółmi, którzy tam wyjechali.

Obecnie mieszkają w Chemnitz - ponad 200-tysięcznym mieście, więc teoretycznie to nie to samo co... country living.

Tak, nie przesłyszeliście się, zabrzmiało jak nazwa nowego trendu. Country living ma obecnie podobny status jak slow food czy eco lifestyle - przeprowadzka na wieś to znak pojednania z naturą, uspokojenia duszy i odzyskania energii życiowej. W tym ostatnim, prawda, wieś służy pomocą. Jak widać, pomaga również w lansowaniu się.


Na wsi mieszkają "gwiazdy", a o życiu tutaj tworzy się poradniki. Prym wiodą Amerykanie - countryliving.com, podsuwając czytelnikom produkty country must-have, głównie elementy wyposażenia wnętrz i ogrodów.

Czy w naszej zadupiewskiej okolicy mamy jakichś celebrytów? Pod Rzeszowem pewnie tak. Tutaj? Najbliżej nas mieszka chyba Andrzej Stasiuk. Lecz to nie "gwiazdka", a prawdziwa gwiazda.

-----

Zauważacie dookoła siebie jakąś modę na country living? Podoba się Wam? Zapraszam do dyskusji!
"Piszę takie książki, jakie sam chciałbym czytać" - powiedział znany autor.
 True story, bro.

-----

Słyszycie: wieś. Widzicie lasy, pola, łąki i krzaczory. Zielono, lecz pięknie. Krowy, muchy, kury, kaczki. No i kwiaty... Muszą być kwiaty. Gerbery, hortensje, róże, słoneczniki, mlecze, pokrzywy, koniczyny i ich korzenie. No a w spiżarniach przetwory: ogórki do wódki, papryki marynowane, grzyby z lasu, mysie ogony... Te ostatnie nie w słoikach - niektóre koty po prostu nie zjadają ogonów.

A wszystko na blogach (znów: prócz mysich ogonów) w postaci pięknych fotografii.
Autorki tych blogów nie robią nic innego, jak spacerują całymi dniami, pielęgnują ogródki, głaszczą kotki, gotują z naturalnych składników i robią przetwory. Niech robią! I niech nadal wyskakują na pierwszych miejscach w Google po wpisaniu hasła: blogi o życiu na wsi. Wszystko kolorowe, wszystko idealne.

Gdzie ludzie? Gdzie przaśność, zmieszana z kroplą kiczu?
Nie ma. Dlatego "piszę takie książki, jakie sam chciałbym czytać".

I powiem Wam jedno: wiejskie pokolenie 20+ w 80% nie dba o kwiatki, ziemniaki i przetwory. Owszem, przejmujemy się tym, co wkładamy do garnków, dbamy o domy (mniej lub bardziej), ale nie chodzimy już święcić bukietów na Matki Bożej Zielnej.

Takich jak ten, zrobiony przez moją mamę.
Przepraszam, nie zmusimy się.
Idzie nowe, wieś 2.0.

-----

Znacie jakieś niestandardowe blogi o życiu na wsi? O prawdziwych problemach, wadach i zaletach?
Szukałam może nie dość głęboko.
Uśmiałam się wczoraj niesłychanie.

//Kojarzycie te ogromne billboardy z reklamami programów i seriali telewizyjnych? Najczęściej spotyka się je w Wawie, Krk i Wrocławiu, ale już nie w Rzeszowie, Kielcach czy Białymstoku.


Postawili bilboard i na Zapipidopustkowiu. Z reklamą serialu "Wataha", wyprodukowanego przez HBO Polska.

Od razu (zboczenie nieco zawodowe) zaczęłam zastanawiać się nad pobudkami media plannera. Czy to osoba z tych terenów, że z sentymentu stawia tutaj billboard?

Czy może liczy na profity z umieszczenia go w strefie przygranicznej?
  • jeżdżą tędy masowo TIR-y rumuńskie, bułgarskie i polskie. Może "Wataha" to dobry serial dla kierowców wielkich maszyn?
  • Polacy jeżdżą na wakacje na Węgry tą trasą. Może wracając, mają go zobaczyć?
  • może reklama ma dotrzeć do mieszkańców Beskidu Niskiego, Krosna i okolic?
Uśmiałam się, bo w życiu bym nie pomyślała, by tu lokować reklamę ogólnopolskiego serialu - to chyba pierwsza w historii. I to jeszcze HBO - bardziej obstawiałabym TVN, choć jesteśmy dla nich płotkami. Uśmiałam się, jak śmieje się człowiek, który daną rzecz widzi pierwszy raz w życiu i wydaje mu się tak kuriozalna, jak japońskie programy rozrywkowe.

-----

Ale teraz już wiem, skąd ten billboard tutaj! Serial kręcony był w Bieszczadach! I opowiada o strażnikach granicznych (ciekawe, na której granicy?) oraz "granicach ludzkich ograniczeń" w "miejscu tak magicznym, jak i niebezpiecznym, pełnym sprzeczności i wieloznaczności". Cytat za stopklatką.
Nie mogę się doczekać, żeby poczuć trochę "naszego" klimatu. A jak ktoś zdecyduje się nakręcić serial bądź film bliżej naszych terenów, będę mu codziennie na plan zdjęciowy przynosić kanapki.

Na Bieszczadach się nie znam, miłośnicy pewnie wiedzą, gdzie to jest. fot. stopklatka.pl
Can't wait!
Będziecie oglądać?
Pomimo jej niezaprzeczalnych zalet, na wiosce również można się nieźle wynudzić. Każdemu zdarzają się takie sytuacje, gdy wszyscy znajomi wyjechali lub są zapracowani, za oknem deszcz, a komputera już dość. Serwis na-kawe.net powstał po to, by się od kompa oderwać.


Idea jest prosta i opiera się na zdaniu: umów się ze mną! Nie w celach matrymonialnych (choć i takie pewnie się zdarzają), lecz po to, aby rozwijać wspólne zainteresowania, miło spędzić czas biegając czy jeżdżąc na rolkach, ale również popijając kawę i zimne piwo. Nie trzeba już wymyślać argumentów, aby przekonać marudnych znajomych do wyjścia. Ten portal powstał po to, aby się umawiać - niekiedy ot tak, bez przyczyny.

W użytkowaniu na-kawe.net widzę same korzyści: możliwość poznania nowych osób, motywację do częstszego wychodzenia z domu oraz poprawienia kondycji, a także uzyskanie pomocy od członków danych grup, gdy zajdzie potrzeba.

Osobiście drażni mnie nieco motyw z kawą - a to dlatego, że rzadko ją piję. Poza tym brakuje mi uproszczeń, jeśli chodzi o poruszanie się we własnych grupach. Na szczęście portal zapowiada już usprawnienia. A idea jest z ziemi naszej, rzeszowskiej!

Mam tylko apel:
dołączajcie do grupy Krosno,
która jeszcze nie jest zbyt żywa. Możemy pogadać, umówić się, coś porobić. Fajnie by było, nie?
Konto na CS'ie mam już od kilku lat. Mieszkałam w Rzeszowie, w Krakowie i mało kto się doń dobijał. Ot, jedna osoba na 731 dni.

W tym roku, mieszkając na Zapipidopustkowiu, średnio raz na dwa tygodnie dostaję powiadomienie, że "ktoś coś".

Tu rodzina Duńczyków przyjeżdża do Krosna i chce się spotkać, tu Słowak pyta, jakie miejsca warte odwiedzenia mogę polecić, tu piątka Ukraińców potrzebuje noclegu na jedną noc z zaznaczeniem, że mogą spać w namiocie. No piękne!

A wszyscy mówią: na jakim pięknym terenie ty mieszkasz. Dżizas, kto w moim wieku mieszkający tutaj to zauważa?! Nieliczni. Też nie widziałam. Wiecie, jak to jest. Najciemniej pod latarnią.
Jak pięknie w Beskidzie Niskim!

Ja głupia, zakładając konto, napisałam: W moich rodzinnych okolicach nie ma wiele do zobaczenia. Im więcej osób tu przyjeżdża, tym więcej atrakcji odkrywam. Wszędzie musi być coś do zobaczenia.



A najlepsze jest w Couchsurfingu to, że nie musisz się bać (odsetek scysji wszelakich jest bardzo znikomy). Nie myślisz, że człowiek, którego masz przenocować jest złodziejem, mordercą itp. Widząc profil, pozytywne komentarze (negatywne są zawsze wyjaśniane przez obydwie strony), referencje i znajomości, nastawiasz się na fajną rozmowę. Zawsze się dogadacie. A jeśli nie złapiecie nici porozumienia, to na pewno nie będzie niemiło - przynajmniej poprawnie. Przy tym oczywiście trzeba pamiętać o różnicach kulturowych.

dygresja: Szukając rezerwowego noclegu w Ldn, natrafiłam na profil pewnego 60-latka, który zastrzegał, że kanapę udostępni jedynie paniom przed 40-tym rokiem życia, uzasadniając, iż doznał nieprzyjemnej sytuacji z surferami płci męskiej. O dziwo, znakomita większość komentarzy wystawionych pod tym profilem przez panie miała pozytywny wydźwięk.

Także zakładajcie Couchsurfing, bo wiecie, jak to jest z karmą. A ile satysfakcji!

//a może macie? Podzielcie się doświadczeniem!



Zaczęło się błaho. W Lany Poniedziałek miałam współprowadzić swoją audycję w akademickiej radiostacji. Tematyka: piosenki związane z wodą. Jak to w mediach studenckich, które nie są wyspecjalizowane w konkretnej dziedzinie i trzeba czepiać się pierdół (tu Dzień Szminki, tam Dzień Ping-Ponga, tu Dzień Policjanta, tam Dzień bez Stanika).

Wpisuję profesjonalnie:



I w jednym z linków pierwszą odpowiedzią jest:


Niestety, bez obejrzenia tego teledysku pewnie nie poczujecie klimatu posta. Proszę, kliknijcie.

Pierwszy raz świadomie spojrzałam na country. I oglądając ten teledysk, pomyślałam: to jest moje dzieciństwo. Nie dosłownie - po lokalnej rzeczce nie ciągnęła mnie motorówka. Ale ta wolność... Tylko tutaj.

Nie ma niczego, co stopowałoby duszę.
 Nie sądzę, że zaznasz jej po prostu mieszkając na wsi. Trzeba się z nią zaprzyjaźnić. Leżeć w trawie, a jeśli trzeba - wieczorem na gorącym po całym dniu asfalcie, kąpać się w rzece nie zważając na to, że jej odcień jest lekko brunatny, uciekać przed szczekającym psem, biegać, zjeżdżać na rowerze lub rolkach na zabój z wysokiej góry, spać przy ognisku, sikać w krzakach, mówić "dzień dobry" każdemu przechodniowi, nawet jeśli jego twarz widzi się po raz pierwszy, chodzić na wiejskie zabawy - chlać i wydurniać się, chodzić do kościoła, chować się w kopkach siana, włazić na drzewa, zbierać truskawki i maliny, włamywać się na budowy, zaglądać przez okna opuszczonych domów i chodzić koło domu w majtkach.

Czy ktoś z Was czuje ten klimat? Macie doświadczenia związane z wolnością, jaką daje wieś?

-----

Wydaje mi się, że za dużo blablam o wsi. Następnym razem spróbuję czegoś luźno powiązanego.
Ciekawego.
author
Berenika Kochan
Mieszkam na Zapipidopustkowiu. Chcecie wiedzieć, gdzie to jest? Poczytajcie i domyślcie się. Poza tym interesuję się światem: krajami, językami, zwyczajami i dogadywaniem się na polu międzynarodowym. Ciekawie tu, nie powiem.