Jak sprawić, by dziecko niespełna 10-miesięczne bez mąk przetrwało 5-ciogodzinną dzienną jazdę? (dobra, ze 20 minut marudzenia może było, na końcu trasy)

Należy zaopatrzyć się w:
 - zabawki
 - chrupki kukurydziane
 - cierpliwość do śpiewania "Jadą, jadą misie" 5 razy pod rząd

I zaplanować trasę w porach drzemek + długie postoje.

Teraz do rzeczy.

-----

Dotarliśmy do Cieszyna, miasta położonego na polsko-czeskiej granicy. Czy raczej, miasta, w którym granica została położona. Urokliwego, niewielkiego, a jednocześnie bogatego w atrakcje turystyczne. I mimo że nie skorzystaliśmy z wielu (z K. jakoś nie mieliśmy ochoty na muzea, chcieliśmy, by było jej jak najwygodniej), było warto i fajnie.

Zwierzyna łowna przed Zamkiem Cieszyn


Dość spojrzeć na K., którą zachwyciły cegiełki w 3 Bros Hostel, rzut beretem od rynku
 // I zamiast nudnej relacji...

5 wartości, jakie wyniosłam z podróży do Cieszyna z moim M. i niemowlęciem:

1. Ten piękny, piękny wiersz Marcina Świetlickiego. Nie jest to wartość główna, po prostu zdjęcie już się tu wkleiło:

Patrzcie, co odbite.
Nieco brakuje. Pełny tekst tutaj. (Ktoś mi wyjaśni, dlaczego wiersze w serwisach poetyckich zapisane są przezroczystą czcionką?)

2. Legendę o założeniu Cieszyna. O tym, jak bracia: Bolko, Leszko i Cieszko zostali wysłani przez ojca, by podążać za gwiazdami, rzekomym znakiem z niebios. Rozdzielili się, a w końcu po wielu dniach wyprawy, spotkali. I w miejscu ponownego zjednoczenia założyli Cieszyn. Pełny tekst legendy.

Spotkali się tu.


W studzience pływa T-Rex.

Widok z okna hostelu na p. Irenę Sendlerową
 3. Przekonanie, że z dziećmi wszystko się da. Wiele zależy od naszych upodobań (czy ktoś lubi wchodzić w każdą szczelinę i w każdej sekundzie opowiadać świat), wytrzymałości fizycznej (czy dam radę nieść ruszające się 10 kilo przez kilometr albo i dwa, w razie czego?), psychicznej (nieoczekiwany alarm w pizzerii albo w sklepie - ratunku!) i nastawienia do świata (optymistyczne, pesymistyczne, neutralne).

Zwiedzanie było trudniejsze logistycznie, a z drugiej strony lżejsze, bo nie zawierało tak wielu punktów, jak zwykle. Wolniejsze, ale bardziej dokładne, uważne. Bliżej natury, bliżej ludzi.

K. przesypiała całe noce, ma to w zwyczaju od urodzenia, ale gdyby z niewiadomego powodu włączyła syrenę o 3 nad ranem... Właściwie nic by się nie stało, rodzice zawsze poradzą.

Po raz pierwszy piknik nad rzeką, wielkie skubanie trawy. Pierwsza przekroczona granica. Rozburzona Jenga. Pierwszy tak daleki wyjazd samochodem. Jak ona dobrze dała radę.

Pierwszy czeski śliwkowy soczek


Rzeka zlewa się z trawą
Już nie. To Olza.

 4. Obserwacje z wyjątkowej strefy przygranicznej.

Też mieszkam w takowej, tyle że bardziej rozproszonej. Do przejścia granicznego w Barwinku po obydwu stronach ciągną się Zapipidopustkowia, a w Cieszynie granica znajduje się w sercu miasta.

Na Moście Przyjaźni
Fascynują mnie granice. Terytorialne: krajów, województw, powiatów. Daty urodzin. Niby po obydwu stronach tak samo, ale jednak... nie. Bo jesteś w Czechach, nie w Polsce i masz lat 25 albo 10 miesięcy, a nie 9. Granice wytrzymałości też.

Z granicą zawsze wiążą się jednorożce i fajerwerki
Przypomniałam sobie, jak czeski potrafi być uroczy i niepozorny.

Znajdziesz siłę w serze
Tesinska ulica Hlavna to wielki azjatycki monopolowy. Bez sake i żmijówki, za to z "marihuaninówką", prościej - "konopianką" (nazwy moje - ™).

"W sprzedaży"
Pełno tam ziela. W czekoladzie, wódce, maści, jak kto życzy.
Granicę przepisów widać wyraźnie, ale czy granicę haju?

Tak naprawdę wydaje się, jakby tej granicy nie było.

Są tylko ludzie, mówiący różnymi dialektami jednego języka.

Panie w barze, sprzedawczyni i klientka, rozmawiające o pogodzie.
Grupka gimnazjalistów, która używa jednego słowa na "k".
Rowerzystka, która zaczepia mnie i mówi, że mam "krasne vlasy".

Wymieszani Czesi i Polacy.

5. Wiedzę cząstkową.

Że to w Cieszynie działają zakłady produkcyjne Olza, z których wychodzi słynne Prince Polo.
Że z Cieszyna do Bielska-Białej 40 kilometrów.
Że trzeba wgrać nowe mapy na GPS-a, bo najchętniej prowadziłby serpentynami i po górach. Nowych autostrad i obwodnic nie wykrywa.
Że z dzieckiem jednak najlepiej jedzie się nocą.

W Czechach Dukla taka popularna, hm.
Wycieczka z małym, ruchliwym dzieckiem to takie satysfakcjonujące zmęczenie.

I jako że ten post bardzo mi się rozlazł, bo piszę go ponad miesiąc, zgubiłam wątek.

Niech będą "luźne gadki".

-----

Lubicie z dziećmi jeździć / latać / pływać?










author
Berenika Kochan
Mieszkam na Zapipidopustkowiu. Chcecie wiedzieć, gdzie to jest? Poczytajcie i domyślcie się. Poza tym interesuję się światem: krajami, językami, zwyczajami i dogadywaniem się na polu międzynarodowym. Ciekawie tu, nie powiem.