czwartek, 28 stycznia 2016

Uni.s. (tytuł zjadla cenzura)

Do tego wpisu zainspirowała mnie (mówiłam, że tak będzie), K.
I to, w co K. się NIE ubiera.

Dość tego BB*, przejdźmy do konkretów.

-----

Rok 1968 był w USA rokiem boomu odzieżowego uniseksu. Nie pod znakiem "kradnijmy chłopakom spodnie", a raczej "ubierajmy spodnie, ale kobiece". Panowie podwędzili natomiast długie włosy. Uniseks stał się na tyle popularny, że w wielu sklepach prócz działów kobiecych i męskich, znajdowały się również "dla każdego". Nie przetrwały długo, najwyżej kilka lat.

Uniseksowe uniformy Damiena Ravna
Wiosną zeszłego roku Selfridges poświęcił trzy piętra swojego domu na ubrania pod znakiem agender. Nie spódnice dla mężczyzn i marynarki dla kobiet (choć może), lecz ubrania takie, których nie da się zidentyfikować z konkretną płcią.

www.selfridges.com

Podobnie projektant Rad Hourani. Jego hasła to: genderless, raceless, ageless, nationless, limitless

//teleportation_to_that_world;

Bardziej wybiegowe niż codzienne, zatem niepraktyczne fot. inhalemag.com
Idea zacna.

Bo kto wymyślił płcie, a w związku z nimi kolosalne kłopoty:
 - ucisk kobiet,
 - ruch feministyczny,
 - akty agresji na tle seksualnym,
 - dyskryminację mniejszości seksualnych,
 - patriarchat,
 - matriarchat,
 - podział na zawody męskie i żeńskie (wciąż obowiązujący w Polsce w niektórych przypadkach),
 - różową wyprawkę dla dziewczynek(!)

I od tej wyprawki się u mnie zaczęło.
Bynajmniej, producentom ubranek niemowlęcych, zarówno polskich, jak i zagranicznych, niewiele mam do zarzucenia (szybka lista tego, co mam: ciasne gumki, malutkie otworki na głowę, brak zapięć przy szyi, podwijające się do góry nogawki, tanie wzorki, błędy w pisowni na ubrankach, np. do things that makes you happy). Ubranka są, prócz tego, że w różu, to jeszcze w wielu innych kolorach. Zresztą zawsze korzystam z działów chłopięcych przynajmniej na równi (o ile nie więcej) niż z dziewczęcych. Nie. To chodzi o to, co już przez dziesięciolecia się w głowach zapipidobabć zakorzeniło.

O dwadzieścia różowych bluzeczek ze szmatek.
O sukienkę, która z dziecka robi falbaniastą kulkę.
O buciki księżniczki.


Do różu nic nie mam, lubię. Ale nie w przesadnych ilościach, bo dziecko jest taaakie słodkie.
Bo trzeba zaznaczyć, że to dziewczynka, inaczej nie będzie widać.
Bo potem będzie się ubierać w chłopskie ciuchy.

Niech się ubiera.

//M: możemy mieć pięć córek, już pal licho, ale jedna z nich będzie musiała zostać gejem.

*Baby Bullshit

-----

A Wy, jak często ubieracie ubrania unisex?
Czuję, że w czasach gender to może być dla producentów niezły biznes.

7 komentarzy:

  1. Jakieś dwa lata temu szykowałam wyprawkę dla Gadziny. Przez kikka miesięcy zgromadziłam między innyki kocyk w czerwoną-czarną szachownicę i trupie czaszki, bodziaka the Ramones, koszulkę z żółtą łodzią podwodną, bluzę z żółtą nirvanową gębą i taaaaakąąą słoooodką ramoneskę. Jedyną częścią garderoby gender-specific był maleńki bodziak z napisem "Punk Rock Girl". Czarny i trupią czachą na gorsie. Mama Gada kompowała z tego piękne dziewczyńskie zestawy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj kurczę, ale superowo. Czasami też poluję na szmatkach, ale takich rzeczy to moje oko nie uwidziało. Dostałam kiedyś od siorki pajaca w czachy, ale to było dawno i zagubił się w czeluściach strychu. Super Gadzia musiała wyglądać :) na ramoneskę też poluję, chyba skończy się na tym, że sporo na nią wydam :P

      Usuń
    2. Trzy dyszki dałam tylko za ramoneskę dla Gadzi. Siedzenia na alledrogo było trochę, ale frajda . Tylko na koszulkę ace-pierun-dece się natknęłam w stacjonarnym szmateksie, a Nirvana była z jakiejś sieciówki.

      Usuń
  2. A róż dla dziewczynek to hamerykański zwyczaj ;-)
    W Polsce, tradycyjnie, dla dziewczynek jest niebieski - maryjny ;-)
    Uważam, że ciuchy dla chłopców są fajniejsze, na pewno bardziej różnorodne - od dzieciufowych po mały dorosły ;-)
    Ja noszę spodnie, męskie swetry. 20 kg i 20 lat temu wygrzebałam tatowe ciuchy z lat 70. - hity naszej podstawówki. Do tej pory noszę jedną męska koszulę i kilka bluz ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, w ogóle mały dorosły są super, dla dziewczynek jest takich mniej, dlatego trzeba sięgać po chłopskie. Nie wiedziałam, że to hamerykańskie, choć w sumie można się domyślić - może to przez kult Barbie? A z tym maryjnym to aż babci muszę spytać. To jak dla dziewczynek niebieski, to dla chłopców jaki? Szary, zielony?
      Też noszę tatowe - koszulki i spodenki. :)

      Usuń
  3. Tak jak napisała moja przedmówczyni - Gada jest mało różowa. Generalnie ja więcej noszę różu, aniżeli moja córka. Gaduchna w tej chwili większość ciuchów ma już z działów dziewczęcych, co nie zmienia jednak faktu, że jej garderoba opiera się na szarościach, granacie i czerwieni. Cudnie w tym moja mała wygląda i mam nadzieję, że fazę różowej księżniczki przejdziemy bezboleśnie. A co mnie jeszcze strasznie wkurza, to bajkowe ciuchy. Połowa obecnej kolekcji h&m, to Frozen, z paskudnymi, mdłymi aplikacjami. Fuj!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, bajkowe ciuchy są O-HY-DNE. A ciocie K. zachwycają się Disney'ami i księżniczkami z animacji, już się obawiam... :P I tej fazy na księżniczkę też "nie mogę" się doczekać, mam nadzieję, że faktycznie wcześniejsze ubieranie będzie miało jakiś wpływ na jej ominięcie lub złagodzenie.

      Usuń

Kocham każde słowo.

author
Berenika Kochan
Mieszkam na Zapipidopustkowiu. Chcecie wiedzieć, gdzie to jest? Poczytajcie i domyślcie się. Poza tym interesuję się światem: krajami, językami, zwyczajami i dogadywaniem się na polu międzynarodowym. Ciekawie tu, nie powiem.