-----
Ta odpowiedź nie satysfakcjonuje znajomych i nieznajomych, którzy pytają: ale co?
//Bajki, hje hje. Zostało mi z podstawówki.
Mam litanię: teksty marketingowe, opisy produktów, teksty na strony internetowe, posty na blogi, czasami zdarzają się recenzje, ogólnie wszystko, na co jest zapotrzebowanie. O, i tłumaczenia! Choć to raczej interpretacje.
A-ha. Odpowiada ktoś, koniec wątku.
A wątek nie zasługuje na zakończenie. Bo mimo iż w rzeczonym momencie więcej grzechów nie pamiętam, za formalnymi określeniami kryje się przygoda.
Żeby było jasne, nie pozwalam sobie na byle co. Piszę dokładnie, co do przecinka, niekiedy metaforą ryzykując. Raz przejdzie, innego razu nie.
Piszę o tym, dlaczego warto pojechać na wakacje na taki czy inny środkowowłoski kemping, choć nigdy tam nie byłam.
W jaki sposób zrobić domowe piwo, choć nigdy go nie robiłam.
Czym jest choroba dwubiegunowa, choć z jej powodu nie cierpię.
Muszę przejrzeć jak najwięcej dostępnych źródeł: Google, YouTube, portale fachowe polsko-, angielsko-, a zdarza się, że i niemieckojęzyczne i inne. Niekiedy podpytać znajomego (,) eksperta. Uporządkować zgromadzone informacje na kartce papieru. Pamiętać o ograniczonej ilości słów i koniecznie, o KW. Keywordach, słowach kluczowych, podanych przez zleceniodawcę lub wyszukanych na Google. Z zaleceniem, by ich nie odmieniać.
Napisane, poszło.
Wraca. Korekta. Niekiedy "brzmi nienaturalnie". Wiem, zbyt dużo słów kluczowych, których przecież wymagaliście. "Skąd takie informacje? Proszę o źródło.", "Zbyt infantylnie to brzmi". Za bardzo i nie do końca.
Robię, poprawiam do skutku. Raz się zdarzyło, że nie potrafiłam.
Czy to lubię? Pisanie komercyjne, ten kopirajting?
//Anegdota z porodówki.
Leżę, mam skurcze co dwie minuty, może co minutę. Przychodzi pani pielęgniarka z ankietą i o zawód pyta.
- Jaki Pani wykonuje zawód?
- Piszę... Jestem copywriterem.
- Kim? Co to jest za zawód?
- [moja litania]
- A jak to się nazywa po polsku?
- Hmm... Twórca treści. Nie ma oficjalnego tłumaczenia.
- Aha. A coś jeszcze może pani robi?
- Tłumaczy - wtrąca mój M.
- Może pani napisać, że jestem bezrobotna - mówię zła, bo skurcz i chcę się pani pozbyć.
- Nie, bo jednak "coś tam" pani robi.
Myśli.
- Napiszemy, że tłumacz. A powie mi pani, czy na takim rynku jest zapotrzebowanie na tłumaczy francuskiego?
Kurtyna.
Posypią się litery fot.: P. Rintskrin |
Lubię dźwięk, jaki wydają wciskane klawisze. Lubię zabawę literami. Myśli, które po chwili widzę na monitorze, jak w lustrze, jak w myślodsiewni. Migający kursor. Czytać briefingi. Wyzwania. Znaczących coś graczy, grube ryby. Pisać o tym, co mnie interesuje.
Nie lubię pisać z automatu. Kłamać. Spieszyć się, bo deadline. Pisać dla kasy, ale też nie za psie pieniądze. Bez entuzjazmu.
Nie wiem.
-----
Czy jest na sali copywriter? Chętnie poznam lepszych.
Jakbyś była tłumaczem, miałabyś to samo. Czym najczęściej zajmuje się tłumacz? Tłumaczeniem jak komu głupiemu. I dialogi wracające jak bumerang:
OdpowiedzUsuń- O, jesteś tłumaczem? A przysięgłym?
- Nie.
- Eeee...
Ostatnia rzecz, o której bym pomyślała, to pytać o "zaprzysiężenie". :)
UsuńBawiłem się w "tworzenie treści" do pisemek reklamowych przez jakiś czas, ale pieniądz z tego marny miałem, wyszło że lepiej bym wyszedł zbierając złom. Choć czasami jeszcze coś napiszę do lokalnych pisemek, ale to główne na zasadzie "szlachetnego wolontariatu" oni nie dają mi pieniędzy ale i nie zadają tematu, więc czasami uda się przemycić coś co uważam za ważne (choćby kwestia "junkersów" w łazienkach jako sprawców corocznych śmierci zimową porą).
OdpowiedzUsuńJak mnie pytają o zawód to odpowiadam "turbodynamomen" a co pan robi? Prąd odpowiadam... a cha... komentują i więcej nie pytają...
Lubię lokalne pisemka, są takie niewymuszone.
UsuńNo szkoda, ze nie ma polskiego odpowiednika, lubię polskie odpowiedniki :-)
OdpowiedzUsuńLubię zabawę słowem, literami, ale sama się nie porywam, wolę czytać.
też wolę po polsku, ale żeby ładnie brzmiało. :)
Usuń