wtorek, 20 maja 2014

Detale domów drewnianych

Niestety, na wiosce coraz mniej drewnianych domów. Gdyby ktoś chciał tu teraz jakiś wybudować, naraziłby się na chlasty.

Od starszych: dzież to się tero drewniane domy buduje? Ludzie nie są biedne, mogą se porzondną chałupe postawić!

Od młodszych: pff...

//generalizuję, jak zwykle

-----

Szkoda, żeby to dziedzictwo ostało się wyłącznie w skansenach, dlatego ku pamięci i dla nieuświadomionych w wiejskiej architekturze starodawnej, publikuję kilka cech domów drewnianych, w dużej mierze na podstawie mojego własnego.

Kogutki.  Wcale nie metafora. Kogutki zazwyczaj umieszczane były na szczycie daszku nad gankiem. Po co taki ptaszek? Ano wskazuje północ, piejąc przy tym bezgłośnie. Przysięgam: mieszkając w Krakowie, słyszałam pianie koguta częściej niż na wiosce.

Pod kogutkiem charakterystyczny łuk
Piejemy.

Właściwie powinnam zacząć od planu pomieszczeń typowego drewnianego domu, postawionego w latach 20 XX. wieku. Na szczęście z pomocą przychodzi mi pewne opracowanie, wykonane w 2000 roku przez p. Henryka Olbrychta, który opisał historię swojej rodziny oraz wspomnienia z dzieciństwa, spędzonego w naszej wiosce. Trzeba wiedzieć, że wszystkie domy w wioseczce budowane były wtedy na jedną modłę.


Przed remontem i wprowadzeniem się, mój też tak wyglądał. Dziś jedynym zachowanym pomieszczeniem jest ganek. Widzicie coś ciekawego? Tylko 1/3 domu stanowi część mieszkalną, w której ciaśni się wielodzietna rodzina. Reszta przeznaczona była do (brudnej) roboty i zamieszkania zwierząt. Te domy w środku miały swój urok. Ładne piece kaflowe, ściany malowane ręcznie w misterne wzory, ładne okna witrażowe na ganku. Wyobrażacie sobie, jak to musiało pięknie wyglądać, gdy przez te okna świeciło słońce? Oto nasze:


Fota mocno vintage, z 2000 roku w trakcie remontu

Też nie mogę sobie wyobrazić: mieć dom, a nie mieć ganku?

Koło takiego drewnianego domu, od strony pomieszczeń gospodarczych, znajdowało się przeważnie gnojowisko - miejsce wyrzucania odchodów zwierzęcych i wszelkiej zgnilizny. A przed frontowymi drzwiami - przedsienie. (Od miejsca przed sienią). Nieszeroki pasek cementu na długość domu, a coraz częściej kostka.

I sławne strychy z sianem, na którym się w lecie naprawdę spało. Przynajmniej do pokolenia moich rodziców. Jakie to łatwopalne, jakie niebezpieczne! Ci, którzy w domach drewnianych zostają, przeważnie mają już strychy cementowe, a nierzadko i przebudowane na część mieszkalną.

Domów przynajmniej z zewnątrz drewnianych na wioskach coraz mniej. Walą się opuszczone, łatwo podpalają lub zostają zburzone przez tych, którzy obok stawiają przestronne, murowane hawiry. A mnie boli dusz(p)a, gdy pomyślę, że za kilkanaście lat i te domy będą opustoszałe, bo dzieci wraz ze swymi rodzinami wybudują sobie nowe, całkowicie zajmując wolną przestrzeń pod lasem, jaka jeszcze w wiosce pozostała.

-----

Znajdzie się choć jeden ktoś, kto mieszka jeszcze w drewnianym domu?

2 komentarze:

  1. Drewniane domy są dla mnie pewnym symbolem minionego wieku. Uwielbiam je. I ten zapach drewna...
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się! Zaraz lecę powąchać, czy mój dom od zewnątrz pachnie drewnem :) Bo w środku - raczej nowością. Pozdrawiam również :)

    OdpowiedzUsuń

Kocham każde słowo.

author
Berenika Kochan
Mieszkam na Zapipidopustkowiu. Chcecie wiedzieć, gdzie to jest? Poczytajcie i domyślcie się. Poza tym interesuję się światem: krajami, językami, zwyczajami i dogadywaniem się na polu międzynarodowym. Ciekawie tu, nie powiem.