Na Zapipidopustkowiu nieuprawianie
ojcowizny przez mężczyznę urodzonego w latach 60. spotyka się z
pogardą. „Bogaty, wszystko sobie kupić może!” „Tradycję po
dziadach niszczy!” „Oszołom, bujak, bezbożnik!” Laf nie
chciał się narażać, więc uprawiał. Sadził ziemniaki wczesną
wiosną, kopał przy pomocy Gagi, Olafa i sąsiadów wczesną
jesienią. Na jego grzędach rosły marchwie, pietruszki, dynie i
słoneczniki, których ziarna były wciągającą przegryzką przy
sierpniowych kieliszkowych spotkaniach. Laf jeździł trójkołowcem
z rozlatującą się drewnianą przyczepą – spadkiem po ojcu
rolniku, zawsze we flanelowej koszuli i materiałowych spodniach w
kolorze ecru. Tylko Laf wiedział, że są ecru.
Na traktor ubierał rzeczy po nim,
niektóre zdążyły się poniszczyć. Spośród zestawów, które
skomponował z garderoby ojca, do używalności nadawał się jeszcze
ślubny garnitur, kilka par podkoszulków oraz ciepłe kalesony. Dużo
było tych orań i wykopków. W tym roku zaczął więc wsiadać w
pojazd w garniturze, a stare baby pukały się po czołach, gdy Laf
mijał je wąską asfaltową dróżką.
Przeważnie pracował sam. Przynosiło
ten sam efekt, co buddyjskim mnichom, gdy grabkami dzielili ziemię
na równoległe rządki. Bez sensu, ale uspokajało duszę. Lafa
uspokajać trzeba było zawsze, był Skorpionem, nieustannie bijącym
się z myślami. Kobieca część jego natury analizowała: czy
dobrze zrobiłem? Gdy powiedziała te słowa, co miała na myśli?
Czy łososiowy naprawdę pasuje do miętowego, czy też pomysły na
trendy już się skończyły i „światowe stylistki” pragną coś
nam wmówić? Laf miał wyczucie stylu, lubował się w programach
modowych puszczanych „z dekodera”. Kiedyś nie było tylu
kanałów, co teraz. Kiedyś każdy uprawiał ziemię z
oczywistością. Kiedyś nie było nieheteronormatywnych. Kiedyś
były normy.
Na Zapipidopustkowiu jeszcze nie
puszczały. Nastolatków tak. Nie chodzili na religię, odmawiali
przyjęcia bierzmowania, farbowali włosy na różowo, a starzy
mówili: kiedyś było inaczej, ale cóż, takie czasy. Lafa odpust
się nie tyczył, choć marynarska koszula i garnitur na traktor były
największymi z jego publicznych występków na wiosce. Ludzie wciąż
pukali się w czoło, gdy mijał ich kolumbryną, wystrojony na
galowo. Gdy rodzica już nie ma, pojawiają się setki relikwii.
-----
//Przyśnił mi się, nie wygonię go.
Oj Laf nie to miejsce nie te czasy.
OdpowiedzUsuńJednak dużo łatwiej się wkomponować w środowisko, być elementem masy.
Gorzej jeśli serce protestuje, wyrywa się z codzienności, krzyczy Nie! Nie jesteś taki jak oni.
"Gdy rodzica już nie ma pojawiają się setki relikwii" piękne i prawdziwe
:*
Usuń