wtorek, 12 stycznia 2016

Jak się ogarniamy? Happy Planer

Uwielbiam pisać recenzje. Tylko czy Wy, drodzy czytelnicy, chcielibyście czytać tutaj wypociny na temat dzieł filmowych i literackich? Nie tymże blog stoi.

Anyway, (pseudo)recka będzie.

-----

Zanim urodziła się K. myślałam, że jestem zorganizowana. Wiecie, 5 godzin pracy tu, 8 tam, potem jakieś sprzątanie, ogarnianie, goście, wyjścia i sprawy.

Po porodzie nastał wielki chaos.

Co to był za kołowrót... Dzień mijał na karmieniach, lulaniach, praniach, bieganiach. Cały dzień, w kółko to samo, wstawanie skoro świt i chodzenie spać z kurami, żeby sił starczyło na nocne pobudki. Był moment, gdy spanikowałam, że już nigdy nie wyjdę na zewnątrz w letni wieczór. (Wiecie, jak jest z hormonami).

Powoli wszystko się wypracowało. Wypracowałam, wypracowaliśmy. Godziny drzemek, jedzenia, nauka samodzielnego zasypiania. Korzystanie z każdego wolnego kwadransu, minuty, sekundy nawet, żeby obejrzeć ostatniego Wieśka Wszywkę, zjeść, ogarnąć pokój, umyć zęby, wyprać ciuszek. Wtedy jeszcze nie wyobrażałam sobie powrotu do pisania. Bo kiedy?

Czas znalazł się sam. Im większa rutyna, tym więcej. I chciałam zrobić jeszcze więcej, i jeszcze. Pracować, sprzątać, gotować, udzielać się społecznie i towarzysko. Wszystko, opiekując się K. Wiadomo, nie wychodziło. Wieczorami pozostawała frustracja.

Przez przypadek wpadłam na Happy Planer i zakochałam się od pierwszego wejrzenia.






Planer dzienny, czyli z dniem na jednej stronie (wyjątek: w weekendy dwa dni na jednej) ma dokładnie tyle miejsca, ile mi trzeba, by wciąż było przejrzyście. Prócz harmonogramu, na każdej stronie znajduje się lista spraw z krzyżykami do odhaczania. Do tego cytat, rubryka "dziękuję za", miejsce na wydatki, notatki, określenie priorytetów, codzienną przyjemność, coś dla zdrowia, zbliżanie się do założonego wcześniej celu, a nawet kółeczka do odhaczania ilości szklanek codziennie wypitej wody. Motywacja działa jak naklejki, wręczane ośmiolatkom na nabożeństwach różańcowych. Działa.



Gdy doszłam do ceny tego niezwykłego kalendarza (w mojej wersji 120 + przesyłka), nie było już powrotu. Nie zabolało tak bardzo, bo miałam zachomikowane na coś, co i tak mi się teraz nie przyda. Ale 120 PLN za, mimo że wysokiej jakości, kalendarz?!
Sprawiedliwie. Chyba. Choć bije po oczach.

Bo HP to nie tylko dzienne plany, ale również plany roczne, miesięczne, listy typu "100 rzeczy, które zrobię w tym roku", mapa celów, wartości, własny manifest, a także superanckie wyzwania miesięczne. Określasz, co chcesz osiągnąć za miesiąc, opisujesz tę idealną sytuację, po czym ustalasz małe kroki do wykonywania na co dzień.

//Aktualnie chwytam chwile, coby teraźniejszości nie zagubić. I uzupełniam witaminy.

Czego się przyczepię? Nie podoba mi się unosząca się nad nim otoczka kobiecości - to produkt kierowany do kobiet. Z drugiej strony, któremu facetowi chciałoby się zapisywać codziennie tyle rzeczy? Na grupie HP na Facebooku (wstęp tylko dla posiadaczek) dziewczyny narzekają na różne drobnostki - a że miejsca na notatki za mało, a że za dużo stron z marzeniami, a że nie ma listy filmów do obejrzenia. Mi trochę szkoda czasu na narzekanie.

Podsumowując:
Bosz, jak człowiekowi lżej, gdy tak wszystko uporządkowane!
Może nie ogarniam wiele więcej, ale na pewno spokojniej. Wiem, że się nie zagubię.

PS. Sorki, jeśli brzmię reklamowo, jak nie ja (to żaden artykuł sponsorowany!), ale jaaaram się.

A jak Wy się ogarniacie?


8 komentarzy:

  1. Ja się ogarniam bardzo podobnie, za sprawą przyjaciółki posiadłam Simple Planner od LoveSimple Creations. Mniej kolorowy, ale w bardzo podobnym klimacie. I też bardzo "kobiecy". Bez niego nie wyobrażam sobie dnia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie słyszałam o nim, a widzę, że też super :) dzięki!

      Usuń
    2. a jest tego Simple Plannera wersja roczna? Znalazłam info o półrocznej czy studniowej... fajny, bo można rozplanować jadłospisy i inne rzeczy, których nie ma w HP. Z drugiej strony, HP nastawiony jest na realizację celów.

      Usuń
  2. Podziwiam ludzi, którzy potrafią się zorganizować planerem! Mną od zawsze kieruje imperatyw niemusizmu, a podskórnie odbieram te wszystkie rubryczki do odhaczania jako narzędzie opresji. Zaraz rozkminiam, czemu akurat trzy priorytety? A jak mam jeden albo dwa, to co? Albo jak nie mam żadnego priorytetu na dany dzień, to muszę sobie wymyślić na siłę? A rubryka wydatki to już w ogóle doprowadziłaby mnie do ruiny, bo czułabym się zobowiązana do wydawania kasy codziennie ;-D Daję radę ze zwykłym notesikiem z zakładką, w którym w sposób całkowicie swobodny notuję to, co należy zanotować, oraz zwykłą kartką papieru na biurku do zapisywania numerów zleceń i terminów, jeśli mam dużo drobnicy i innych zadań do wykonania, choć po przeprowadzce zamontuję sobie pewnie w pobliżu biurka tablicę suchościeralną, żeby nie produkować nadmiaru makulatury.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak radziłaś sobie z wypełnianiem zeszytów ćwiczeń w szkole? Też zawsze do ostatniej linijki? Ja zawsze zapisywałam cokolwiek, czasami nawet masło maślane, byle wypełnić miejsce. To samo na sprawdzianach. Już mi przeszło na szczęście i rubryki mogę mieć puste albo na dany dzień wpisać tylko dwa priorytety.

      Usuń
  3. No ja mało zorganizowana, a Dziedzic szalony. Co się nam unormuje to się zaraz zmienia ;-)
    Zamiast planera mam notatniczek w torebce.
    Co roku kupowałam planery, ambitnie zapełniałam pierwsze strony, potem coś w środku i wyrzucałam prawie puste. No tak juz mam :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. też przez to przechodziłam, a potem uzależniłam się od planowania :) bo jak to, nie wiedzieć, co się będzie robiło jutro? boję się takiej niepewności :) to chyba podlega jakiejś diagnozie

      Usuń
    2. O dziwo mam podobnie, muszę mieć zaplanowany dzień, Pragmatyk tego nie rozumie, a mnie do pasji doprowadza "nie wiem, zobaczymy" :p

      Usuń

Kocham każde słowo.

author
Berenika Kochan
Mieszkam na Zapipidopustkowiu. Chcecie wiedzieć, gdzie to jest? Poczytajcie i domyślcie się. Poza tym interesuję się światem: krajami, językami, zwyczajami i dogadywaniem się na polu międzynarodowym. Ciekawie tu, nie powiem.