Uwzględniam rzeczy, po które muszę się udać do miejscowości położonych ponad 30 km od wioski. Jeśli mniej - można powiedzieć, że mogę mieć, kiedy chcę.
Kolejność przypadkowa:
I nie biorę pod uwagę tego, że pojawia się czasami w Lidlu lub w Biedronce! Kosztuje co prawda od dyszki do ok. 20-kilku złotych za większą porcję (jak w standardowym markecie), smakuje jednak... bezsmakowo, a wszystkie zapachy są wymieszane. Nic dziwnego, chwilę jedzie w ciężarówce i jeszcze dzień, dwa leży. Poza tym nie jestem pewna co do jakości takiego łososia.
|
Nie to, co z londyńskich marketów, robione co dzień. |
- regularnej, często jeżdżącej komunikacji międzymiastowej
Ideałem byłoby, gdyby busy do większych miejscowości jeździły stąd co 10 minut. Marzenie. Średnio czynią to co pół godziny, a w porze mocnowieczornej co godzinę. W porze nocnej wcale - wielki ból.
//ciekawy, jak się tu jeździ? Czytaj Busy na koniec świata.
Tak, wiem. Ubrania, które szybko się niszczą, bo są wykonane z niskiej jakości materiałów. Za to tanie (jak już jest przecena) i w czadowych wzorach. Wchodząc do NY wiem, że będzie tam coś, co mi się spodoba, a nawet wzbudzi zachwyt. Właściwie to nie lubię ganiania po ciuchowych sklepach, dlatego wchodzę tylko tam. W ostateczności do Croppa.
//lucky me! Stan nieobecności New Yorkera na ziemi krośnieńskiej prawdopodobnie zmieni się z otwarciem nowej galerii handlowej, która jest w budowie.
Podpunkt trochę czepialski, bo jakby się uprzeć, to mam pod nosem szkołę podstawową, gimnazjum, licea i studia (choć to szkoła zawodowa, nie uniwersytet). Poza tym, dzięki portalom takim jak
Coursera, darmowy dostęp do kursów na wszystkie tematy świata. No dobra, jednak żeby odebrać edukację w mniej popularnym i bardziej specjalistycznym kierunku, muszę przez godzinę siedzieć na tyłku w autobusie (w jedną stronę). A żeby studiować, co chcę - przenieść się do Krakowa (czego nie chcę).
Na wsiach i małych miastach ze świecą szukać prorozwojowych spotkań tematycznych. Owszem, od dzwonu są jakieś konferencje czy prelekcje, co miesiąc nawet spotkania z podróżnikami, jednak nie to samo co codzienne możliwości wyboru pomiędzy wydarzeniami w wojewódzkim mieście. Co mogę na to poradzić? Organizować coś sama lub jeździć do Rzeszowa.
Jestem bardzo ciekawa, czego Wam brakuje na wioskach. Napiszcie! I czy warto dla tych rzeczy przeprowadzić się do miasta?
Na mojej wsi brakuje mi hm...Komunikacją miejską-wiejska nie jeżdżę, ale kiedy kilka razy była potrzebna to nawaliła częstotliwością;)
OdpowiedzUsuńSklep jest, nawet dwa, takie że strach do nich wchodzić, a jak się juz wejdzie to robi sie wiejską sensacje;)
haha :) u mnie sklepy nawet spoko, choć jest jeden taki, do którego żeby wejść w niedzielę po mszy, trzeba się przedzierać przez tłum facetów pijących piwo :)
OdpowiedzUsuńNie masz też blokersów, neurotycznej bieganiny, wszechobecnego a zabójczego hałasu, tudzież kilku innych miejskich atrakcji.
OdpowiedzUsuńmakroman, racja! ani smogu, małych mieszkań, walających się śmieci itd. itp. odpowiednik blokersów mam, ale lepiej być z nimi niż przeciwko nim. Nie tacy straszni :)
Usuń