niedziela, 17 maja 2015

Odległości - wpis drugi

O rozmieszczeniu geograficznym punktów usługowych i innych pisałam drzewiej.

-----

Pora na część drugą.

Czy Wasze zwierzęta korzystały kiedyś z usług groomera? Moje nie - spróbujcie zawlec przyzwyczajonego do wiejskiej wolności kota do groomera, a urządzi Wam... no, breweryje. Gdybym jednak chciała któremuś przyciąć pazury, mogę to zrobić po 15-kilometrowej podróży.

-----

Wiecie, że w USA (gdzie indziej?) powstał już reality contest dla groomerów? Obczajcie, jak to wygląda!


-----

O ile jakiś prowincjonalny groomer może zgodziłby się zafarbować pieska na różowo, to z wyleczeniem żółwia czerwonolicego mamy w okolicy problem. Weterynarzy specjalizujących się w gadach i zwierzętach egzotycznych u nas niedostatek.
Weterynarz może co najwyżej popatrzeć na żółwia lub węża, spróbować zaglądnąć im do gardła i przepisać na niemoc standardowy antybiotyk. Nieco większą świadomością cechują się panowie z zoologicznego, którzy gada dokładnie obejrzą, podzielą się swoim doświadczeniem (w końcu podobne sprzedają, a w międzyczasie hodują) i pomogą... lub nie. Czyżby najbliższy specjalista przyjmował ok. 180 km stąd?
(Czy na Podkarpaciu jest weterynarz zwierząt egzotycznych? Help!)

Zanim węże stały się popularne w terrariach, często występowały na tatuażach. Wężyka na ramieniu strzelić sobie można niedaleko, bo 15 km stąd w zawrotnej cenie 100 zł za najmniejszy tatuaż. Oficjalnie.
Nieoficjalnie da się nawet za paczkę fajek u jednego z posiadających maszynkę mistrzów rysunku na ciele. Czy polecam? Są plusy dodatnie (blisko, tanio, spontanicznie) oraz ujemne (planowanego rysunku można nie poznać, skąd wiadomo czy tatuażysta trzeźwy, hif, hif, hif, aids). W promieniu 10 kilosów ktoś się znajdzie.

Mleko specjalnie dla kota - 15 km
 Bubble tea to takie wow, na które nie mam ochoty. Czy się starzeję? Chcę próbować nowości, ale ilekroć przechodzę obok stoiska z kulkową herbatą w galerii, nie zauważam go lub myślę: innym razem. Właśnie, w galerii w mieście wojewódzkim, oddalonym o 70 km. I tak nie piję...

Co innego, gdybym pod nosem miała muffiny. Uwierzcie, teraz mogłabym je przeholować. Najbliższa muffinkarnia znajduje się w Rzeszowie, choć myślę, że i w Krośnie (15 km) w niejednej cukierni lub kawiarni znalazłyby się pyszne. Takie same mogłabym też zrobić w domu (yeah, sure).

Moim mini-(niezrealizowanym)-marzeniem jest: tańczyć. Często i po coś. Kursów ci u nas dostatek! Najbliższy (darmowy!) kurs tańca towarzyskiego prowadzony jest w miasteczku 5 kilometrów stąd. A 15 znaleźć można całą gamę, przez style klasyczne po nowoczesne. I nie mogę korzystać z wymówki, że daleko.

W niedużej odległości korzystać mogę jednak z tradycyjnego szkolnictwa. Kilometr do przedszkola, podstawówki i gimnazjum, a do najbliższego liceum - 5. 15 kilometrów stąd znajdują się szkoły na wysokim poziomie - plasujące się na wysokich pozycjach rankingowych licea i technika. Studia również 15 km. Na temat ich jakości można by się kłócić, jak to w każdej uczelni, są kierunki słabsze i lepsze. 

Podsumowując...
Nie jest źle. Czy na innych zapipidopustkowiach sytuacja wygląda podobnie?
Dajcie znać!

6 komentarzy:

  1. Jeśli internet jest blisko to nie ma co narzekać :D Więcej do życia i tak nie potrzeba <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet jakbyś był w bieszczadzkiej głuszy bez zapasów jedzeniowych? :P

      Usuń
  2. Oj nie jest źle ;-)
    Szkoła 4 km od domu, przedszkola w gminie brakuje (ale ponoć ma być, kiedyś), do Miasteczka (5 tys mieszkańców i zaopatrzenie adekwatne ) - 17 km, do Miasta Powiatowego (więc do galerii) - 40 km, do Miasta Wojewódzkiego (a więc do ohoho i wow) - 70 km
    Studia niby w Powiatowym, aleeeeeeeee
    No, ale nie narzekam, bo mam samochód i net, szkoda mi tylko czasem, ze Dziedzic nie będzie miał dostępu do wielu rzeczy, no, ale może, przez to, będzie szczęśliwszy ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Według mojej opinii (o ile się w tej sytuacji w ogóle liczy), pewnie będzie. :) Pierwsze 9 lat dzieciństwa spędziłam w mieście, a gdy przyjeżdżałam i potem przeprowadziłam się na wieś, uderzyła mnie wolność i swoboda, zieloność, nieograniczenie przestrzeni, zacieśnione stosunki międzyludzkie, bezpieczeństwo itd. itp. :) Są też plusy ujemne :)

      Usuń
  3. No z tym specjalistą od gadów to faktycznie może być problem :/ Mój zapipidopustków zwie się nawet Pustków, całkiem niedaleko jest Pustynia, w ogóle żyć nie umierać. Dobrze, że do szkoły sobie dojeżdżam coś ok. 10 km i tam w miasteczku już coś ciekawszego z większym wyborem można znaleźć, ale u mnie też nie jest tak źle pod względem np. rozrywki dla młodych (typu taniec, klub piłkarski, basen).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, czyli nazwy adekwatne :) Koło mnie są Pustyny.

      Usuń

Kocham każde słowo.

author
Berenika Kochan
Mieszkam na Zapipidopustkowiu. Chcecie wiedzieć, gdzie to jest? Poczytajcie i domyślcie się. Poza tym interesuję się światem: krajami, językami, zwyczajami i dogadywaniem się na polu międzynarodowym. Ciekawie tu, nie powiem.