Nie mogę w to uwierzyć. Ten post jest SETNY.

-----

Świętuję jabłkowym Sommersby. fot. gratisography.com

Nie wiem, co mi strzeliło do głowy,

//wiem, wiem... Pisanie we mnie kotłowało, musiałam je uzewnętrznić.

ale to był cholernie dobry pomysł.

Dzięki "Zapipidopustkowiu" poznałam co najmniej kilku cudownych ludzi, rozwinęłam pisanie sporadyczne w nałogowe, a co najważniejsze - nabrałam ochotę na więcej. Więcej Was!

Zaczęło się od do cna przesiąkniętych moim sąsiedztwem Gwarowników, skończyło na cyklach związanych z umiłowanym przeze mnie słowem: Zapipido o słowie i "Lafie w kotwice koszuli" (którego, btw. mam już 39 stron wordowskich - nigdy nie czaiłam, o co chodzi ze stronami maszynopisu). Kolejne wpisy pewnie będą ociekać parentingiem, którego chciałam się wystrzec...

PRZERYWNIK
5 faktów o mnie:
1. Ostatnio czytam wyłącznie parentingi. Ilonę Kostecką, której zazdroszczę pięknych zdjęć (do roboty, bitch! Fotografuj więcej! - żeby nie było, sama do siebie się zwracam) i gadżetów; Makóweczki - właściwie nie wiem, dlaczego (edit: wiem, bo te dzieci mają ładne ubrania); Mamę Gada - równą babką się wydaje (długo zastanawiałam się, czy K. nie jest HNB. Wciąż się zastanawiam, tyle samo argumentów za, co przeciw), a nawet Mamę Ufolinka. Mamuśka ze mnie pełną parą, kocham to. I wciąż kocham "tylko moje" rzeczy, bez których nic by mnie pewnie nie cieszyło.
2. Świat nierzeczywisty ma na mnie ogromny wpływ. Gdy obejrzałam "Klątwę", kilka nocy przespałam (i tak ledwo) z zaświeconą lampą. Moim ulubionym pisarzem wszechczasów jest Stephen King, aczkolwiek czytam go wybiórczo, bo nie znoszę horrorów.
3. Boję się pajęczyn, nie pająków. Dotykam ich czasem w koszmarach.
4. Uwielbiam kolory, najbardziej tęczowy, kolorowy i różnobarwny. Wiąże się z tym umiłowanie do lodów "Papuzich". Kojarzycie?
5. Zawsze miałam wysokie aspiracje (co w pewnym momencie życia mocno dało mi w kość) i dążyłam do tego by być naj. Wciąż wydaje mi się, że mam predyspozycje do tego, by być jakimś geniuszem, najbardziej poczytnym pisarzem świata, kreatorką innowacyjnego medium, nie wiem. Czasami mam wyrzuty sumienia, że nic nie robię w tym kierunku, ale to chyba moje chorobliwe dążenie do perfekcji znów się odzywa. Jakbym co najmniej misję miała, jak jakiś Noe.
KONIEC PRZERYWNIKA

Jubileusz dobiega końca.

Moi drodzy czytacze, jeśli chcecie zrobić mi prezent, udostępnijcie blogaska na FB. Nic bardziej nie cieszy i motywuje blogera (prócz samego tworzenia) niż rosnące statystyki. Najlepsze podarki nie mieszczą się przecież w materii...

Życzę Wam wszystkiego najlepszego,

Wasze Zapipidopustkowie
Bo w piosenkach też

//jak i w reklamie, tekście marketingowym, powieści, całym życiu powiedziałabym

chodzi o historię.

-----

Pamiętam jak dziś dzień, w którym odkryłam Radio Roxy. Siedziałam z kubkiem kawy przy kompie, szukając pewnie materiałów do jakiegoś artykułu lub pisząc, cóż innego mogłam robić? Dowiedziałam się, że Grabaż prowadził w tej stacji audycję, postanowiłam więc obczaić profil muzyczny. Wiecie, co było dalej...

WOW WOW WOW

Piosenki zajebiste, opcja ich oceniania również, audycje szczere i na luzie, w Internecie bez reklam (chyba że autorskich), a w przerywnikach co chwila

Halo! Tu Pablopavo, dzwonię do Ciebie ze snu.
zapętlone. Z piosenki "Telehon" Pablopavo & Ludziki. Słuchałam dobrą chwilę, więc cudem byłoby, gdyby mi się takie chwytliwe hasło nie wkręciło. Postanowiłam przesłuchać płytę jegomościa i... poszło.

Odkryłam drugiego w kolejności ulubionego tekściarza.
 Miasto jest w latach i miasto jest w lecie
Odbijamy się w szybach, gdzie obniżka drwi
Z portfeli tych, którzy mają ciśnienie
Wysokie ciśnienie płatniczej krwi
A nasza krew buzuje tuż po kłótni
Między nami puste centymetry
Jak manekiny obok bywamy okrutni
Ja nie widzę Ciebie, mnie nie chcesz widzieć Ty
Biorę ten dom, biorę ten dom, biorę ten dom
I cały Nowy Świat na świadka
Jestem ostatnim, który chciałby nie trzymać Twojej dłoni
A Ty pewnie jesteś taka sama ostatnia.
("Do stu", Pablopavo & Ludziki)

Swój chłopak, prawda? fot. Jan Zamoyski / Agencja Gazeta
Pablopavo uplastycznia historię w taki sposób, że możemy poczuć jej oddech na plecach. Identyfikujemy się z jego bohaterami, a także rozpoznajemy w nich koleżankę ze studiów, menela spod dworca czy panią z warzywniaka.

Widzę ją z daleka, jak tańczy do piosenek.
Głupich jak czerwone światła.
Znów ją wyniosą, na podpitej tarczy.
Ktoś pośle smsa : "Ale była łatwa".
Potem się zbudzi gdzieś w studenckim mieszkaniu.
Przykryta kołdrą za 18,90.
Wypije kawę i zapali miętowego.
I zniknie szybko, nikogo nie pesząc.
Tamten wstanie trochę później i nie będzie pamiętał,
imienia tej, która sprawiła, że ta pościel taka dziś wymięta.
A Aneta jedzie już autobusem i z telefonu odtwarza całe wczoraj.
Do kogo, o czym pisała.
I że ten typ miał na imię Mikołaj.


("Aneta ucieka", Pablopavo & Ludziki)

Uwielbiam, gdy ktoś opisuje świat takim, jak ja go widzę.

Pablopavo swoje historie opowiada powoli i, wydawałoby się, z rozmysłem. Wiecie, że to jednocześnie mistrz słownego, ultraszybkiego fristajlu? Powtarzam za ciocią Wiki-torią, że to jeden z pierwszych w Polsce wokalistów śpiewających ragamuffin. Choć słuchając płyty solowej i z Ludzikami można odnieść wrażenie, że tak mocno siedzi w poezji śpiewanej. Pamiętajcie o książce i okładce!

Ośmiu - umiarkowanie szczęśliwa liczba
Nadani watahą, co czuje mnie już
Jeśli nie ruszą wszyscy na raz, trójce dam radę
Księżyc o iglicę się ostrzy jak nóż
 ("Ośmiu", Pablopavo)


Jacyś wielbiciele talentu warszawiaka?

I superflow na deser:
"Nomada"

-----

Zapipido o słowie: wprowadzenie
Zapipido o słowie: Taka Sobie Matka

fot.: gratisography.com
Stanęli przed metalowymi drzwiami, prowadzącymi na podwórze kamienicy.
- Hiii – powiedział Bara no Nihongo, zawstydzony, tym razem dlatego, że jego język nie potrafił wykonać r-kombinacji. Nie jest głuchy, zna różnicę między głoską dźwięczną i bezdźwięczną.
Wyglądali jak rycerze przed wejściem do zamku pełnego wroga. Czuli się jak eksplorerzy.
- Wchodzimy – orzekł Seber z bondowską miną. Drzwi zaskrzypiały, buty w połączeniu z kamiennymi płytkami wydały stukot i znaleźli się na ciemnym podwórzu. Nie jaśniało żadne okno, żadna lampa.
 - Bogaty kitajec, mówisz, Seber? - to Rybaś – Spodziewałem się raczej Sheratonu.
 - Karolku, nic się nie bój. Gdybyś choć trochę znał się na kulturach świata, wiedziałbyś, że Japończycy to świry i w podróży chcą posmakować brudnej rzeczywistości autochtonów. Oczywiście tylko pozornie. Słyszeliście o syndromie paryskim? Gdyby mieli mieszkać w tych dziurach, sfiksowaliby do reszty. Idę o zakład, że to fasada, a te mieszkanka mają odpicowane kible, a na komodach stoi chińska porcelana.
Nikt nie odważył się zaprzeczyć. Onieśmieleni nową wiedzą, pomyśleli, że Seber może mieć rację. Po kamiennych schodach weszli na górę.
Chłód kamienicy kontrastował z ciepłem wieczora. Różany Japończyk pociągnął za sznurek typu spłuczka toaletowa i chłopców poraziło. Nie światło, a wnętrze.
- Racja, Seber. Na bogato.
W niewielkim pokoiku odnalazłby się Spartanin. Mógłby nawet powiedzieć, że łóżko dla niego za twarde. Metalowe pręty pospawane niedbale, na nich materac grubości marynarki Antka złożonej na czworo. Zwisająca na chyboczącym się kablu żarówka, miednica na podłodze, bez krzesła i lustra.
- How much you pay?
 - Room tausend five day.
 - Tysiaka, na brodę mojej ciotki.
 - Czy on ochujał?
Doggu leżał na wysłużonym materacu, uniósł głowę i półśpiąc, warknął.
 - My doggu, inu-chan.
 - To kobieta, panowie – powiedział Seber swoim mądralińskim tonem. Jak się tym zaopiekować, nie wiemy. Lafciu, zgodziłeś się wziąć pieska, więc negocjuj.
Bara no Nihongo stał przed Lafem, walcząc. Starał się popatrzeć mu w oczy, przezwyciężyć kulturę. Wskazał ręką psa i głos załamał mu się, zanim zaczął mówić na powrót. Rola na piątkę, choć naprawdę szkoda było mu inu, którą zabierał na spacery po Tokio. Powoli podszedł do niej, jak zawsze dał rękę do powąchania, pogłaskał po krągłej główce, po czym sięgnął pod łóżko, do walizki. Wyciągnął kolorowe wstążki. Wybrał tę w różowo-białe paski i obwiązał kosmyk sterczącej na głowie sierści.
- My rabu – powiedział, patrząc psu w punkt między oczami. Strzeżonego duchy strzegą.
 - Co to jest rabu? - zapytał Laf nieświadomie.
 - Love – odpowiedział Seber.
- Kruca fiks. Ile bierzemy z tym piesem?
 - A ile kosztuje kuracja przeciwpchelna? Przelot zwierzęcia do Japonii? Jedzenie masz, będziesz jej dawał resztki z obiadu. Mała jest, wiele nie zeżre.
 - Nie ma mowy. Sam się nie zabieram za to. Pies będzie po tygodniu u każdego. Najpierw tydzień u nas, potem u Sebera, u Rybasia i u Krzysia. Zrozumiano? Nie mamy warunków. - spojrzał na Antka. Wiedział, że nie ma nic przeciwko.
 - Zgoda. Każdy po tygodniu, każdy po dwie stówy.
 - Seber, to jest kupa kasy. Myślisz, że ten Japończyk tyle ma i mieszka w takich warunkach? - w końcu odezwał się Krzysiu, którego słodkie zamroczenie alkoholowe powoli opuszczało. Wystarczyło mu wypić jednego browara, by pogrążyć się w stanie cudownego uspokojenia umysłu. Pił rzadko, raz na miesiąc. Nie był już tak nieśmiały, jak kiedyś.
 - Jak ma na wstążki i takiego pieska, to ma i dla nas, nie bój nic. Poza tym kitajce są bardzo oszczędni.
 - Ta, i nie znoszą takiego syfu... OK, Japan man. We take care of your dog. We need money for eating.
 - Moni? Itin?
Laf przetarł kciuk o palce wskazujący i środkowy, po czym, trzymając niby-łyżkę, uniósł kilkakrotnie rękę ku ustom.
- Psy tak nie jedzą, Laf - spostrzegawczo odezwał się Rybaś.
- Zrozumie.

-----

Laf w kotwice koszuli #1
Wiecie przecież, że nie da się.

-----

Od jakiegoś czasu cieszę się małymi, tycimi chwilami. I gdy zdaję sobie sprawę, że teraz właśnie oto w tym momencie je przeżywam, to wszystkie tik-taki przestają na chwilę tykać. Wiem, że to znacie.

Zatem:

1. Spójrz w lustro. Wiem, że czasem boli, bo zmarszczki, siwe włosy, pryszcze. Bywa, że cierpienie przy spoglądaniu na własny wizerunek to stan permanentny. Ale nie o tym... Popatrz, tak wyglądasz teraz i być może już niedługo, a pewnie już nigdy. Ten kolor włosów, cięcie, makijaż. To zadrapanie na policzku, ukruszona trójka, podkrążone oczy. Będzie tylko głębiej, obwiślej. Nie dołuj się jednak, bo liczy się dziś, a dziś nie jest jutrem, nie jest później.

Ja patrzę na K. i widzę, że się zmienia. Że dziewięciu miesięcy piętnastu dni nie będzie miała już nigdy.
Na początku było ciężko, ciągły nie-wiadomo-czego-chce płacz, ale już wtedy zdałam sobie sprawę, że nie chcę pilota jak z tego amerykańskiego filmu (z Adamem Sandlerem i moim kochanym Cameronem Monaghanem), tylko przeżyć z K. każdy dzień jej maleńkiego życia, od początku do końca. Bez znieczulenia.

Czymże chwila w porównaniu do wieczności?
2. Powąchaj. Tyle emocji gubimy, ignorując zapachy! Czym pachną Twoje ręce? Nowym mydłem, pietruszką, kremem do pupy? Wwąchaj się w zapach miasta lub wsi o poranku. Wdychaj powietrze nad wodą albo po deszczu. Dbaj o własny zapach. Kupuj kawę w ziarenkach i miel. Gotując, wąchaj, przed jedzeniem też. Facetów i niemowlęta (jak zboczeniec jakiś).

3. Pamiętnik. Głupie, dla nastolatek? Nie przejmuj się, to tylko dla Ciebie (albo i dla połowy świata, jeśli masz zamiar publikować na blogasku). Gdy zapiszesz ważne sprawy, głębiej je przeanalizujesz, mocniej się zastanowisz, a w efekcie będziesz bardziej pewny swych decyzji.

//Pewny czy pewna? A może "pewne", używając dyplomatycznie formy nijakiej do mojej proporcjonalnej męsko-żeńskiej publiki?

Do zapisków możesz wrócić po miesiącu, roku, latach. Żeby wiedzieć, że choćbyś jak się nie starał, to "po ptakach" dzień chwytać możesz jedynie za papier.

4. Pojedź.

Np. do Cieszyna.

Wiem, że w podróży czas mija szybciej. Ale jest tak fajnie, razem, że cieszysz się tym, inaczej niż codziennością. Wystarczy tylko na chwilę zmienić otoczenie, spojrzeć na sprawy z dystansu, zwolnić przede wszystkim i porzucić obowiązki, żeby dostrzec, co masz, co osiągnąłeś.

Nie mów, że nie masz kasy ani czasu. Przecież możesz mieć.

5. Wyciągnij baterie z zegarka. Serio. Wyłącz telefon, usuń z pola widzenia wszystkie zegary. Ciekawe, jak często z przyzwyczajenia będziesz zerkać w ich kierunku? Ostatnio wszystko robię na czas: K. je o określonych porach, ja w zasadzie też, 5 minut sprzątania, 30 minut pisania... I tak naszym światem rządzą liczby, o tych na banknotach nie wspominając.

Dzień bez zegarów, raz na jakiś czas, luzuje. Na przykład teraz. Nie spinałabym się, że zaraz muszę iść spać, bo o 6 rano pobudka. Siedziałabym do pół-nocy i oglądała seriale, a niewyspaniem martwiłabym się rano, a może i byłoby warto.

-----

Sprawdzone na mnie. Opanowuję trudną sztukę łapania tego, co ulotne i zachowywania w danym momencie pełnej uwagi.

-----

A Wy, macie sprawdzone sposoby na zawieszenie się w czasie?

author
Berenika Kochan
Mieszkam na Zapipidopustkowiu. Chcecie wiedzieć, gdzie to jest? Poczytajcie i domyślcie się. Poza tym interesuję się światem: krajami, językami, zwyczajami i dogadywaniem się na polu międzynarodowym. Ciekawie tu, nie powiem.