Do tego wpisu zainspirowała mnie (mówiłam, że tak będzie), K.
I to, w co K. się NIE ubiera.
Dość tego BB*, przejdźmy do konkretów.
-----
Podobnie projektant Rad Hourani. Jego hasła to: genderless, raceless, ageless, nationless, limitless
//teleportation_to_that_world;
Idea zacna.
O dwadzieścia różowych bluzeczek ze szmatek.
O sukienkę, która z dziecka robi falbaniastą kulkę.
O buciki księżniczki.
Do różu nic nie mam, lubię. Ale nie w przesadnych ilościach, bo dziecko jest taaakie słodkie.
Bo trzeba zaznaczyć, że to dziewczynka, inaczej nie będzie widać.
Bo potem będzie się ubierać w chłopskie ciuchy.
Niech się ubiera.
//M: możemy mieć pięć córek, już pal licho, ale jedna z nich będzie musiała zostać gejem.
*Baby Bullshit
-----
A Wy, jak często ubieracie ubrania unisex?
Czuję, że w czasach gender to może być dla producentów niezły biznes.
I to, w co K. się NIE ubiera.
Dość tego BB*, przejdźmy do konkretów.
-----
Rok 1968 był w USA rokiem boomu odzieżowego uniseksu. Nie pod znakiem "kradnijmy chłopakom spodnie", a raczej "ubierajmy spodnie, ale kobiece". Panowie podwędzili natomiast długie włosy. Uniseks stał się na tyle popularny, że w wielu sklepach prócz działów kobiecych i męskich, znajdowały się również "dla każdego". Nie przetrwały długo, najwyżej kilka lat.
Uniseksowe uniformy Damiena Ravna |
Wiosną zeszłego roku Selfridges poświęcił trzy piętra swojego domu na ubrania pod znakiem agender. Nie spódnice dla mężczyzn i marynarki dla kobiet (choć może), lecz ubrania takie, których nie da się zidentyfikować z konkretną płcią.
www.selfridges.com |
Podobnie projektant Rad Hourani. Jego hasła to: genderless, raceless, ageless, nationless, limitless
//teleportation_to_that_world;
Bardziej wybiegowe niż codzienne, zatem niepraktyczne fot. inhalemag.com |
Bo kto wymyślił płcie, a w związku z nimi kolosalne kłopoty:
- ucisk kobiet,
- ruch feministyczny,
- akty agresji na tle seksualnym,
- dyskryminację mniejszości seksualnych,
- patriarchat,
- matriarchat,
- podział na zawody męskie i żeńskie (wciąż obowiązujący w Polsce w niektórych przypadkach),
- różową wyprawkę dla dziewczynek(!)
I od tej wyprawki się u mnie zaczęło.
Bynajmniej, producentom ubranek niemowlęcych, zarówno polskich, jak i zagranicznych, niewiele mam do zarzucenia (szybka lista tego, co mam: ciasne gumki, malutkie otworki na głowę, brak zapięć przy szyi, podwijające się do góry nogawki, tanie wzorki, błędy w pisowni na ubrankach, np. do things that makes you happy). Ubranka są, prócz tego, że w różu, to jeszcze w wielu innych kolorach. Zresztą zawsze korzystam z działów chłopięcych przynajmniej na równi (o ile nie więcej) niż z dziewczęcych. Nie. To chodzi o to, co już przez dziesięciolecia się w głowach zapipidobabć zakorzeniło.
O dwadzieścia różowych bluzeczek ze szmatek.
O sukienkę, która z dziecka robi falbaniastą kulkę.
O buciki księżniczki.
Do różu nic nie mam, lubię. Ale nie w przesadnych ilościach, bo dziecko jest taaakie słodkie.
Bo trzeba zaznaczyć, że to dziewczynka, inaczej nie będzie widać.
Bo potem będzie się ubierać w chłopskie ciuchy.
Niech się ubiera.
//M: możemy mieć pięć córek, już pal licho, ale jedna z nich będzie musiała zostać gejem.
*Baby Bullshit
-----
A Wy, jak często ubieracie ubrania unisex?
Czuję, że w czasach gender to może być dla producentów niezły biznes.