sobota, 23 sierpnia 2014

Nie chcę do Warszawy!, czyli moda na country living

Czy dostanę na starcie wielkie: buuuu?
Bo post lekko i nieuchronnie zahaczał będzie o język niemiecki.

Chodzi o Kraftklub.

-----

fot. thilogoesberlin.wordpress.com
Zespół, który odkryłam 2 lata temu przy okazji wycieczki do Berlina. Z ekranu TV nastawionego na MTV piątka emo(cjonalnych) chłopaków wyśpiewywała: Ich will nicht nach Berlin. Tłumacząc z mowy piekielnej: Nie chcę do Berlina.

Kraftklubowi po prostu nie podoba się klimat ogromnego molochu.

 

(Nie zmuszę Was do kliknięcia, bo to po niemiecku. Wyobrażacie sobie - wrzucam sobie na fejsika inną piosenkę tego zespołu, a tu zero lajków. Bo po niemiecku.)

Jednak nawet gdy inne miasta beznadziejne są...
To nie chce do Berlina!
I nawet gdy zostanę z tym zupełnie sam...
To nie chcę do Berlina!
Także, gdy będą tam wszyscy moi przyjaciele...
To nie chcę do Berlina!
Nie chcę do Berlina!
NIe chcę do Berlina!

(tłum. z tekstowo.pl)

Chłopakom nie podoba się dopasowywanie do berlińskiej hipsterii, chodzenie z coffee latte z mlekiem sojowym, robienie lustrzanką zdjęć street-artom ani noszenie okularów-skrillexów. Otwarcie buntują się przeciwko emigracji ludzi z prowincji do stolicy - przyznają jednak, że tęsknią za przyjaciółmi, którzy tam wyjechali.

Obecnie mieszkają w Chemnitz - ponad 200-tysięcznym mieście, więc teoretycznie to nie to samo co... country living.

Tak, nie przesłyszeliście się, zabrzmiało jak nazwa nowego trendu. Country living ma obecnie podobny status jak slow food czy eco lifestyle - przeprowadzka na wieś to znak pojednania z naturą, uspokojenia duszy i odzyskania energii życiowej. W tym ostatnim, prawda, wieś służy pomocą. Jak widać, pomaga również w lansowaniu się.


Na wsi mieszkają "gwiazdy", a o życiu tutaj tworzy się poradniki. Prym wiodą Amerykanie - countryliving.com, podsuwając czytelnikom produkty country must-have, głównie elementy wyposażenia wnętrz i ogrodów.

Czy w naszej zadupiewskiej okolicy mamy jakichś celebrytów? Pod Rzeszowem pewnie tak. Tutaj? Najbliżej nas mieszka chyba Andrzej Stasiuk. Lecz to nie "gwiazdka", a prawdziwa gwiazda.

-----

Zauważacie dookoła siebie jakąś modę na country living? Podoba się Wam? Zapraszam do dyskusji!

5 komentarzy:

  1. W życiu w wielkim mieście nie ma nic fajnego - to teoria że się będzie z "atrakcji kulturalnych" korzystało! - człowiek spierdziela jak najszybciej do swojego mieszkania, zamyka w nim i świat przez lufcik telewizora podpatruje. Przeciętnie korzysta z 1,5 imprezy rocznie - czyli.... mniej niż mieszkający na wsi którzy dojeżdżają do miasta właśnie z myślą o spektaklu, filmie, koncercie czy festynie ulicznym.

    Sam mieszkam w miejscu obrazowo określonym przez kolegę z pracy: "z miasta wypier...lili, na wieś nie przyjęli!" - ale dopiero teraz odczuwam autentyczną ochotę przebywania w muzeach, chodzenia na koncerty czy imprezy uliczne itp.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak jest - jeśli oczywiście się pracuje, a po pracy marzy się tylko o odpoczynku w domu. Mieszkając w dużym mieście (niejako z racji studiów i zawodu) korzystałam z ok. 2, 3 atrakcji kulturalnych tygodniowo. W jeszcze większym - z 0, a na wiosce - pewnie z 1 tygodniowo. Wniosek: jak się chce, to można korzystać z imprez i na pustyni (w przenośni), albo nie wychodzić z domu w mieście i narzekać, że tu nie ma tak dużo atrakcji, jak gdzie indziej.

      Nie mogę sobie wyobrazić, co to za miejsce. :P

      Usuń
    2. Nie chwaląc się ale na pustyni w Algieri byłem na świetnym koncercie... bluesowym
      Takie obrzeża.

      Usuń
    3. czyli można! zazdroszczę :)

      Usuń
  2. Ja chcę na wieś! I nie ma znaczenia czy to moda, czy nie moda. Chcę i już :-)

    OdpowiedzUsuń

Kocham każde słowo.

author
Berenika Kochan
Mieszkam na Zapipidopustkowiu. Chcecie wiedzieć, gdzie to jest? Poczytajcie i domyślcie się. Poza tym interesuję się światem: krajami, językami, zwyczajami i dogadywaniem się na polu międzynarodowym. Ciekawie tu, nie powiem.