poniedziałek, 14 lipca 2014

Brudu pełne nasze życia

W Internecie nie ma brudów.
Tam, gdzie są, niewielu chyba zagląda.

//Przepraszam, będzie trochę o mnie.

-----

Chodzi mi o brudy, powstałe w wyniku pracy fizycznej, sprzątania na zakurzonym strychu, wspinania się po drzewach i rzucania się po trawie. Nie w znaczeniu metaforycznym.

Brud jest nieestetyczny - zmagamy się z tym twierdzeniem, wzmacnianym od wieków. W Indiach babrze się w nim kasta nietykalnych, u nas robotnicy. Nie oznacza, że ja również chcę.

Po prostu denerwują mnie już odrealnione filmy, w których jedynym brudem jest ten, gdy zakochani w kuchennej romantycznej bitwie wysypią na siebie mąkę. Dlaczego są tak daleko od prawdziwego życia? Dlaczego zawsze mają posprzątane domy? Dlaczego nie składają tony książek na parapetach, jak normalni ludzie? Dlaczego nie mają poplamionych ścian!?

//Wplotę hejt na amerykańską telewizję. Dlaczego wspaniały pod każdym względem serial, jakim jest Shameless, chowa się wstydliwie i nie nominuje do Emmy's? Bo pokazuje biedę w Stanach. Udowadnia jednak, że życie na krawędzi i w otoczeniu tzw. "patologii" może być szczęśliwe.

Moje brudne okno aż prosi się, by wstawić jego fotkę. Nie dam wam takiej satysfakcji, może nawet je umyję. Za to patrzcie:

Dobra, nie pojechałam po bandzie. To tylko zaprzyjaźniona stajnia. Na podłodze znajduje się to, co zrobiły kury. Nie pokażę tego, też mam widać awersję. I o to mi właśnie chodzi - dlaczego, skoro to prawdziwe?

Gdy roześmiane, zadowolone dziecko pobrudzi sobie "ciuchy do szkoły" (lub, jeszcze gorzej, "do kościoła"), zaraz ma poczucie winy. Rodzice: Matko, jaki wstyd! Ale z ciebie brudas! Daj, wytrzemy to szybko, żeby nikt nie widział.
A ja 15 lat później dostaję palpitacji, jak wyjdę z domu upaprana długopisem i nie mam możliwości powrotu. Uczę się, jak zrobić, żeby mi to wisiało...

-----

U nas na wiosce jest pięknie. 
Początkiem zeszłego tygodnia deszcz lał jak z cebra. Po 20 było już szarawo, w zasięgu wzroku żywej duszy. Mój parasol był od parady, bo zacinający deszcz lądował wprost pod niego. Szłam ścieżką, rozkładały się po niej ślimaki bez muszli - te brązowe, po których niektórzy dranie sypią solą. Starałam się ich nie podeptać, gdy prawie pod nogi wskoczyła mi obślizgła żaba, też brązowa. 300 metrów dalej widziałam, jak lis dusi białą kurę. Tak po cichu. Gdy zobaczył, że patrzę, zostawił bezwładne ciało i uciekł w krzaki. Pewnie wrócił, kiedy przeszłam.
Gdybym pokazywała swoją stylizację na zdjęciu, pewnie w Photoshopie usunęłabym z chodnika te hordy ślimaków i zrobiłabym tajemniczą minę, niewzruszoną przez czyny lisa-barbarzyńcy. Byłabym jak z kolorowego magazynu o wsi, który prezentuje nowopostawione w "wiejskim" stylu domy i ogrody bez chwastów. Nieprawdziwa.

-----

Jeśli nie dość Wam syfu, obejrzyjcie "Wilgotne miejsca". Ale uwaga, to film zrobiony tylko po to, by szokować - prawdziwego brudu w nim za grosz.


2 komentarze:

Kocham każde słowo.

author
Berenika Kochan
Mieszkam na Zapipidopustkowiu. Chcecie wiedzieć, gdzie to jest? Poczytajcie i domyślcie się. Poza tym interesuję się światem: krajami, językami, zwyczajami i dogadywaniem się na polu międzynarodowym. Ciekawie tu, nie powiem.